CBA miało za system zapłacić prawie 250 tys. euro. Sęk w tym, że program ma tzw. tylne drzwi. Pozwalają bowiem twórcy systemu na zaglądanie do niego bez wiedzy klienta. - Oznacza to możliwą i nieograniczoną kontrolę ze strony producenta - mówi Łukasz Olejnik, specjalista od bezpieczeństwa w sieci. Co takiego mógłby pokazać taki program? Chociażby to, kogo i w jakim zakresie inwigiluje CBA.

Reklama

Sam producent wydał zalecenie dla swoich klientów. Ma ono związek z atakiem hakerskim na jego serwery. W związku z tym włoska firma zaleca, by powstrzymać się z korzystaniem z programu. Tymczasem wśród klientów znalazła się m.in. amerykańska służba antynarkotykowa.

- Używanie tych programów w dalszym ciągu naraża wszystkie śledztwa na wielkie niebezpieczeństwo i dla wszystkich jest to już jasne - mówi w rozmowie z Radiem ZET Łukasz Olejnik.

CBA nie potwierdza i nie zaprzecza, że kupiło program. W oświadczeniu rzecznik służby zapewnia, że biuro działa zgodnie z prawem - podaje Radio ZET.