Pierwsza zmiana będzie polegała na tym, że ktoś się służbami specjalnymi zacznie interesować. Według naszych rozmówców rząd PO-PSL jedynie imitował nadzór i koordynację. Odpowiedzialny za nie Jacek Cichocki z kancelarii premiera miał być jedynie figurantem.
Dziś w służbach trwa wielkie wyczekiwanie. Nie utrzymają się na pewno szefowie i większość zastępców. Do dymisji podał się szef BOR gen. Krzysztof Klimek. Według nieoficjalnych informacji to samo zrobił szef Agencji Wywiadu gen. Maciej Hunia. W ich ślady mają pójść kolejni generałowie. Wśród dyrektorów biur i ich zastępców panuje przekonanie, że nowa władza usunie ich ze stanowisk. W AW i ABW trwa marazm. Nie tylko z powodu oczekiwanych zmian kadrowych. Jedną z przyczyn jest to, że od 2011 r. budżety obydwu agencji są na jednakowym poziomie (odpowiednio 150 i 500 mln zł rocznie). W przypadku Agencji Wywiadu nie bez znaczenia jest również polityka kadrowa na kierowniczych stanowiskach. Wiele osób to zaufani gen. Huni. To ludzie „przyniesieni w teczce” z ABW. Do tej pory byli uznawani za nieusuwalnych. Wielu ma kompromitujące epizody w swojej karierze.
Za Agencją Wywiadu ciągnie się również skandal związany z niejasnościami wokół pieniędzy pochodzących od CIA, które miały być przeznaczone na operacje w ramach tzw. wojny z terroryzmem (o sprawie jako pierwsza napisała „Gazeta Wyborcza”). Jak wynika z informacji DGP, gen. Hunia nie był skory do dogłębnego wyjaśniania sprawy. Jedyną odpowiedzialnością osoby zamieszanej w skandal było odejście ze służby (niektórzy mówią, że funkcjonariusz świadomie wziął na siebie winę, bo to się opłacało). Nikomu w tej sprawie nie postawiono zarzutów (oficjalnie milionów od CIA nie ma, zatem nie może być mowy o przestępstwie; nie istnieją notatki, które potwierdzałyby dofinansowywanie AW przez amerykański wywiad, choć są świadkowie na to, że te pieniądze do agencji trafiały).
Morale w AW osłabia również to, że co najmniej jeden z dwóch zastępców szefa tej agencji nigdy na poważnie nie pracował operacyjnie za granicą. Formalnie takiego wymogu nie ma, ale do tej pory doświadczenie zagraniczne w przypadku szpiegów było normą. Część ludzi na kierowniczych stanowiskach, mimo że na co dzień zajmują się tematyką międzynarodową, nie włada biegle żadnym językiem obcym!
Zlikwidowano również odprawy, podczas których omawiano przyszłe działania. Do legendy przeszedł przypadek jednego z naczelników, który kurs pozwalający mu objąć stanowisko przeszedł korespondencyjnie w kilka tygodni (normalnie trwa rok). Ten sam naczelnik (ze stajni gen. Huni) miał problem z uzyskaniem badań psychologicznych wykonywanych przez AW (ostatecznie zdobył je w zewnętrznej placówce zdrowotnej). W agencji znany jest za to z tego, że czerpie inspiracje z filmów „Stawka większa niż życie” i „Pogranicze w ogniu”. Z kolei inny z kierowników miał problemy dyscyplinarne w związku z niewłaściwym obchodzeniem się z poufnymi dokumentami, co w służbach jest zarzutem wagi ciężkiej (pracował wówczas w jednej z delegatur ABW na południu Polski, do AW ściągnął go gen. Hunia).
Nasi rozmówcy przyznają, że ściągnięcie Huni z ABW oznaczało przede wszystkim przeniesienie mentalności policyjnej do wywiadu, ze szkodą dla AW. Dodają, że zamiast ofensywnych operacji za granicą w centrali na Miłobędzkiej promowane jest donosicielstwo. Wprowadzono np. wymóg sporządzania notatek służbowych z nieoficjalnych rozmów na korytarzach agencji. Inny z naszych rozmówców twierdzi, że AW coraz bardziej przypomina zwykły urząd.
Mniej powodów do narzekań mają Służba Kontrwywiadu Wojskowego i Służba Wywiadu Wojskowego. Budżet tej pierwszej wzrósł od 2011 r. o prawie 30 proc. (w 2015 r. wynosi ponad 200 mln zł), tej drugiej o ponad 120 proc. (ponad 250 mln zł). Ta dysproporcja skutkuje m.in. tym, że funkcjonariusze z agencji cywilnych masowo przenoszą się do wojskowych, co siłą rzeczy osłabia te pierwsze. Jak duża jest skala zjawiska? – Przepisy nie przewidują obowiązku informowania agencji przez funkcjonariuszy odchodzących ze służby o ich dalszych planach zawodowych – poinformowano nas w Gabinecie Szefa AW.
– Taki kanibalizm jest fatalny, ale trudno się dziwić tym ludziom, skoro pracują na starym sprzęcie, a pensje od lat stoją w miejscu – twierdzi gen. Zbigniew Nowek, były szef Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Wywiadu.
Wydaje się, że w sprawie nadzoru nad służbami pod nowym rządem Prawa i Sprawiedliwości największe szanse ma wariant, w którym zostanie odtworzone stanowisko koordynatora służb specjalnych. Prawdopodobnie będzie ono wzmocnione i zostanie mu nadana ranga ministra konstytucyjnego – taki pomysł forsuje m.in. były wiceminister obrony narodowej i szef SKW Antoni Macierewicz. Realny, choć już nie tak pewny, wydaje się wariant, w którym zostanie utworzone całe ministerstwo, które prof. Andrzej Zybertowicz (doradca prezydenta Andrzeja Dudy) na łamach tygodnika „wSieci” nazwał ministerstwem ochrony państwa. Inni ludzie z kręgów bliskich PiS nazywają je ministerstwem ds. służb.
– Służby specjalne należy przywrócić państwu, sprawić, by one znów zaczęły dla niego pracować. Państwo nie jest mocne, jeśli nie korzysta z tych instrumentów. Koordynatorem powinien być członek rządu, ktoś o mocnej pozycji politycznej, kto na bieżąco wie, czym zajmuje się rząd, i może koordynować działania służb tak, by plany Rady Ministrów wspierać – komentuje płk Grzegorz Małecki, który w służbach przepracował ponad 20 lat, był m.in. sekretarzem Kolegium ds. Służb Specjalnych w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (KPRM), a teraz przez wielu typowany jest jako nowy szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego lub AW. Jego zdaniem nowe ministerstwo powinno mieć cztery główne zadania: planowanie i programowanie pracy służb, zarządzanie informacją, kontrolę i wreszcie koordynację, czyli sprawienie, by służby nie wchodziły sobie w drogę. – Warto stworzyć swego rodzaju narodowy program wywiadowczy i odpowiednio zadaniować służby. Obecnie premier wydaje coroczne wytyczne, ale nie ma planowania wieloletniego. W planach rocznych służby piszą ogólniki przepisane wprost z ustawy, a potem w sprawozdaniach, które nie mają nawet swojego wzoru, wpisują po prostu to, co im się udało zrobić. Zamiast relacjonować, w jakim stopniu jakie cele zawarte w planie zostały zrealizowane – opowiada Małecki.
Jego zdaniem na bazie CBA, CBŚ Policji i pionu śledczego ABW warto rozważyć stworzenie „narodowej agencji śledczej” wzorowanej na utworzonej w 2013 r. brytyjskiej National Crime Agency. Ta służba miałaby się zajmować najpoważniejszymi przestępstwami (w szczególności gospodarczymi), także korupcją na wysokich szczeblach. ABW z kolei powinna się zajmować szpiegostwem, zwalczaniem terroryzmu i ochroną tajemnicy – generalnie przestępstwami przeciwko państwu. I w tej materii powinna utrzymać uprawnienia śledcze. – Przecież nie może być tak, że o zatrzymywanie szpiegów będziemy prosić policjantów. Oni nawet nie mają dostępu do tajnych dokumentów. Liczba zadań powinna być zmniejszona, ale liczba funkcjonariuszy utrzymana – dodaje gen. Nowek. Jego zdaniem można by również wrócić do starej nazwy: Urząd Ochrony Państwa.
Jeśli chodzi o służby wojskowe SWW i SKW, to wszyscy nasi rozmówcy są zgodni: one zdecydowanie powinny się skupić na pracy dla... wojska. Wiadomo, że ta druga ma tendencje do działania także wśród cywili i bywa wykorzystywana w walkach politycznych. Ich zadaniowanie powinno pozostać w MON, ale zwiększony ma być przepływ danych pomiędzy nimi i służbami cywilnymi.