Pod koniec czerwca resorty cyfryzacji, zdrowia oraz spraw wewnętrznych i administracji zawarły porozumienie, w którym zobowiązują się ekspresowo, bo do końca lipca, wypracować dokładny harmonogram wprowadzania dowodu elektronicznego oraz uzgodnić, co ma się na nim znaleźć.
Z treści dokumentu, do którego dotarliśmy, wynika, że mają być uzgodnione następujące kwestie: jak ma wyglądać proces uwierzytelniania obywatela? Czy ma być przeprowadzony za pomocą podpisu elektronicznego? Jaka ma być rola dowodu w kontaktach ze służbą zdrowia?
Określone mają być zasady wymiany danych między służbą zdrowia a Centrum Personalizacji Dokumentów przy MSWiA, a także sposób sfinansowania procesu wymiany dokumentów, a potem ich funkcjonowania. A także to, jakie zmiany w prawie są niezbędne, by możliwe było przeprowadzenie dowodowej rewolucji.
– Proces wdrażania dowodów elektronicznych trwa już od 2008 r., kiedy ich pojawienie się zapowiedział minister Schetyna. Po drodze było sporo zamieszania, włącznie z aferą korupcyjną, ale wygląda na to, że tym razem jesteśmy blisko ich wprowadzenia – ocenia Krzysztof Król, ekspert ds. cyfryzacji w Polskiej Izbie Informatyki i Telekomunikacji.
Jednak sprawa wcale nie jest taka prosta. Choć termin – marzec 2019 r. – zgodnie z zapowiedziami Komisji Europejskiej – jest już ostateczny na wprowadzenie e-dowodów (inaczej musimy oddać niemal całą dotację, czyli 294 mln zł, przyznaną na budowę systemu pl.ID i stworzenie e-dowodów), wciąż nie ma jasności co do wielu aspektów nowego dokumentu. – Najważniejszym, wciąż nieuzgodnionym elementem jest jego wykorzystanie jako formy identyfikacji w systemie ochrony zdrowia. Do tej pory równolegle planowano wprowadzenie karty ubezpieczenia zdrowotnego (KUZ), która miała spełniać taką funkcję, ale przecież nieracjonalne jest dublowanie dokumentów. Stąd pomysł resortu cyfryzacji, by z karty zrezygnować – mówi urzędnik pracujący nad e-dowodem.
Do tej pory równolegle planowano wprowadzenie i e-dowodu, i KUZ. Co więcej, jeszcze kilka miesięcy temu resort zdrowia lansował koncepcję połączenia karty zdrowotnej z płatniczą przy współpracy z bankami. Zgodnie z pierwotną koncepcją głównym zadaniem KUZ jest potwierdzenie identyfikacji elektronicznej jej posiadacza. Sęk w tym, że w świetle zapowiedzi ministra zdrowia o wprowadzeniu powszechnego ubezpieczenia weryfikacja pacjenta w systemie nie miałaby większego sensu. Dostęp do usług zdrowotnych docelowo mieliby mieć wszyscy mieszkańcy Polski.
Drugą funkcją czy to KUZ, czy e-dowodu miałby być dostęp do danych ratunkowych. Mógłby być możliwy dzięki „Elektronicznej Platformie Gromadzenia, Analizy i Udostępniania zasobów cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych”, czyli P1. Ta jednak nadal nie powstała. Dopiero gdy ruszy e-dowód, będzie mógł otwierać dostęp do historii choroby, do odbioru e-recepty, rejestracji elektronicznej czy też w sytuacjach krytycznych do danych ratunkowych – takich jak grupa krwi czy dane dotyczące chorób przewlekłych.
Docelowo, bez względu na to, w jakiej formie rozwiązanie by działało, wiadomo, że przyniosłoby konkretne oszczędności. Choćby dzięki faktycznej weryfikacji przeprowadzonych zabiegów. Z szacunków wynika, że może chodzić nawet o 1 proc. budżetu na zdrowie, czyli ok. 650 mln zł.
Zdaniem Marka Ujejskiego, członka komisji przy ministrze zdrowia ds. informatyzacji, jeżeli e-dowód miałby mieć też funkcje medyczne, całość finansowania musiałoby przejąć państwo. Jedną z korzyści współpracy z bankami z kolei byłoby dzielenie kosztów poprzez wejście w partnerstwo publiczno-prywatne.
Tyle że raczej na tę drugą opcję nie ma szans. Zgodnie z przygotowywaną przez MSWiA ustawą o dokumentach publicznych te najważniejsze dla funkcjonowania państwa mają być produkowane bez przetargu przez wskazane przez rząd instytucje, przede wszystkim PWPW.
Stąd też wynika wycena całej reformy: 1,5 mld zł na stworzenie i wymianę blisko 27 mln dowodów osobistych. – To spora suma, ale pamiętajmy, że w ramach niej jest zawarta wycena nowych blankietów, które co roku są i tak wymieniane, i dopracowania systemu, który w ramach uruchomienia KUZ i tak by trochę kosztował – ocenia Król. – Tak więc sam ten koszt nie jest przesadny – dodaje ekspert.