Projekt nowelizacji ustawy o pracownikach samorządowych, autorstwa posłów Kukiz’15, zakłada likwidację tzw. gabinetów politycznych w gminach, powiatach i województwach. O losach tej ustawy w dzisiejszym głosowaniu zdecyduje Sejm. PiS zamierza dać jej zielone światło.
Historia prac nad tym projektem jest dość pogmatwana. Wpierw propozycje posłów Kukiz’15 dotyczyły likwidacji „gabinetów” zarówno na szczeblu samorządowym, jak i ministerialnym. Ale na to PiS się nie godził. Dlatego Kukiz’15 w lutym wyszedł z nową propozycją – by zmiany ograniczyć do samorządów. Jak słyszymy w Sejmie, początkowo PiS był skłonny poprzeć taki projekt, ale ostatecznie do tego nie doszło. I rekomendacja komisji sejmowych była jednoznaczna: odrzucić. Wydawało się więc, że dzisiejsze głosowanie będzie formalnością, a dni projektu są policzone. Teraz okazuje się, że PiS zmienił kurs o 180 stopni. Już na poprzednim posiedzeniu Sejmu (10–11 maja) poseł tej partii Grzegorz Adam Woźniak deklarował: „Klub Prawo i Sprawiedliwość projekt popiera i będzie pracował nad nim w komisji”. Ta deklaracja zdziwiła nawet posłów Kukiz’15.
– Popieramy likwidację tzw. gabinetów politycznych w samorządach, dlatego będziemy dalej pracować nad nim w komisji – zapewnia dziś Woźniak. Dlaczego PiS zmienił stanowisko? – Podczas prac w komisji było zamieszanie, wpływ na to miały m.in. kwieciste mowy posła sprawozdawcy Tomasza Jaskóły (Kukiz’15). Widocznie nie wszyscy zrozumieli ideę tego projektu. Ale takich zmian domaga się społeczeństwo – dodaje Woźniak.
Niektórzy posłowie Kukiz’15 chcą wierzyć, że PiS uznał, że to po prostu dobra propozycja. – Zwłaszcza teraz, gdy Jarosław Kaczyński obwieścił, że nie będzie szybkiej wycinki wójtów, burmistrzów i prezydentów z co najmniej dwiema kadencjami na koncie. Być może zamiast wycinki będzie „wycineczka” – ironizuje jeden z posłów Kukiz’15. Jego partyjny kolega jest jednak sceptyczny – zwłaszcza jeśli chodzi o intencje partii rządzącej. – PiS poparł do tej pory cztery poprawki zgłoszone przez opozycję. Widać, że niechętnie uwzględnia w pracach legislacyjnych jej propozycje. Ciekawe, czego od nas chcą – zastanawia się nasz rozmówca.
Jeszcze inaczej sytuację komentują posłowie PO. – Kukiz’15 uchodzi za tzw. koncesjonowaną opozycję. Dlatego PiS zwyczajnie spłaca rachunki wystawiane przez Pawła Kukiza – mówi nam polityk Platformy.
Z ankiety przeprowadzonej przez MSWiA (udział w niej wzięło 1875 gmin, 246 powiatów oraz 15 województw) wynika, że na szczeblu gminnym i powiatowym tylko 14–16 proc. jednostek zatrudnia doradców i asystentów. W 10 województwach są asystenci, a w 11 – doradcy. Ogółem samorządy biorące udział w ministerialnej ankiecie zadeklarowały zatrudnianie 457 asystentów i 484 doradców. Ich wynagrodzenia to koszt niemal 25 mln zł, co oznacza, że średnio za doradzanie pobierają ponad 2,2 tys. zł miesięcznie. Ale do wyników ankiety należy podchodzić ostrożnie, bo wiele lokalnych władz ją zignorowało. "Samorządy w przekazanych informacjach uwzględniały również osoby, które były zatrudniane na kilka miesięcy, występowały także przypadki łączenia etatu asystenta lub doradcy np. z funkcją radcy prawnego" – zastrzega MSWiA.
Przy pracach nad pierwszą wersją nowelizacji – gdy gabinety miały być zlikwidowane w rządzie i samorządach – Kukiz’15 dość swobodnie szacował, że władze lokalne zatrudniają ponad 10 tys. osób, a oszczędności z tytułu likwidacji tej instytucji na obu szczeblach władzy wyniosą pół miliarda złotych rocznie.
Wójtowie porządzą dłużej. Albo krócej
Prezydent Andrzej Duda nie chce już, żeby referendum konstytucyjne i lokalne wybory odbyły się jednocześnie 11 listopada 2018 r., w stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości. – Rozważane są dwa ruchy – twierdzi uczestnik wczorajszego spotkania głowy państwa z samorządowcami w Pałacu Prezydenckim. Zgodnie z pierwszą opcją w grę wchodzi skrócenie kadencji samorządów. Wówczas elekcje, zamiast na jesieni, odbyłyby się np. jeszcze przed przyszłorocznymi wakacjami. Druga opcja zakłada wydłużenie kadencji obecnych wójtów, burmistrzów i prezydentów miast nawet o pół roku.
Z naszych informacji wynika, że w tej chwili bardziej prawdopodobny jest ten drugi scenariusz. W historii polskiej samorządności mieliśmy już do czynienia z tego rodzaju precedensem na przełomie 1997 i 1998 r.
Prezydent Andrzej Duda nie chce już, żeby referendum konstytucyjne i lokalne wybory odbyły się jednocześnie 11 listopada 2018 r., w stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości. – Rozważane są dwa ruchy – twierdzi uczestnik wczorajszego spotkania głowy państwa z samorządowcami w Pałacu Prezydenckim. Zgodnie z pierwszą opcją w grę wchodzi skrócenie kadencji samorządów. Wówczas elekcje, zamiast na jesieni, odbyłyby się np. jeszcze przed przyszłorocznymi wakacjami. Druga opcja zakłada wydłużenie kadencji obecnych wójtów, burmistrzów i prezydentów miast nawet o pół roku.
Z naszych informacji wynika, że w tej chwili bardziej prawdopodobny jest ten drugi scenariusz. W historii polskiej samorządności mieliśmy już do czynienia z tego rodzaju precedensem na przełomie 1997 i 1998 r.