Do zdarzenia doszło 10 sierpnia około godz. 18 w okolicach Wyspy Sobieszewskiej. Łódź, na której znajdował się prezydent, płynący wówczas na zlot harcerzy, była eskortowana przez należącą do Straży Granicznej jednostkę SG-213. I to właśnie ona spowodowała zniszczenia.
– Wyglądało to tak, jakby jednostka Straży Granicznej chciała ścigać się z kursującym tu stale tramwajem wodnym – mówi w rozmowie z "Newsweekiem" Krzysztof Wąsowski, który widział zdarzenie. Według świadka, silnik łodzi pracował na wysokich obrotach, co w tym miejscu jest zakazane.
Zdaniem Wąsowskiego, eskortujący Andrzeja Dudę strażnicy graniczni zachowywali się tak, jakby chcieli popisać się przed prezydentem. – Ale nie przewidzieli, że fala, którą spowodują, poruszy około 70 jednostek, które cumowały przy brzegu. Te zaczęły uderzać o betonowy brzeg – relacjonuje świadek.
Z kolei inny świadek, który poprosił "Newsweeka" o anonimowość, twierdzi, że po całym zdarzeniu remontu wymaga pięć łódek: uszkodzone zostało poszycie, z jednej odpadła część burty.
Wąsowski dodaje, że łódź z Andrzejem Dudą na pokładzie znajdowała się ok. 150 m za jednostką Straży Granicznej i płynęła spokojnym tempem, nie wywołując fali. – Być może przez radio załoga została poinformowana, by na to uważać – wyjaśnia.
Wszystko wskazuje na to, że ani prezydent, ani jego obstawa z łodzi nie byli świadomi zniszczeń.
Komenda Miejska Policji w Gdańsku potwierdza "Newsweekowi" zdarzenie. Straż Graniczna poczuwa się do odpowiedzialności. - W ocenie załóg jednostek żeglarskich znajdujących się na przystani na Wyspie Sobieszewskiej, na skutek fali wytworzonej przez jednostkę SG-213 otarciom miało ulec kilka jachtów. Na miejsce przybyli funkcjonariusze Policji, winę przyjął na siebie dowódca SG-213. Koszty ewentualnych napraw uszkodzonych jednostek zostaną pokryte z polisy ubezpieczeniowej funkcjonariusza Straży Granicznej - oświadczył tygodnikowi kpt. Andrzej Juźwiak, rzecznik prasowy Komendanta Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdańsku.