We wtorek przez niemal 3 godz. sejmowa komisja śledcza przesłuchiwała byłą pracownicę Amber Gold, która odpowiadała za produkty oferowane przez gdańską spółkę. Początkowo przesłuchanie to miało się odbyć jesienią ubiegłego roku, ale ze względu, iż świadek była wówczas w ciąży przesłuchanie przesunięto na późniejszy termin.

Reklama

Podczas przesłuchania Kin-Kaczmarek zeznała, że pracę w Amber Gold rozpoczęła w marcu 2010 r. i początkowo zajmowała się tam pożyczkami. Ofertę pracy znalazła na jednym z portali internetowych, a rozmowę rekrutacyjną odbyła z Katarzyną P., która wraz z mężem - Marcinem kierowała Amber Gold.

Tłumaczyła, że kiedy przyszła do Amber Gold, firma działała już dwa lata, klienci wpłacali pieniądze i otrzymywali je z powrotem. Ponadto - jak dodała - oprócz postępowań w prokuraturze nic się nie działo. - Ja żyłam w przekonaniu, że wszystko jest OK., że w XXI wieku nikt by nie pozwolił na to, że tak długo ta firma będzie działać. Nie była to firma krzak ukryta gdzieś, tylko firma, która się reklamowała w radio, każdy oddział otwierany był z pompą, a później nastąpiło zakupienie linii OLT. Wydawało mi się, że osoba, która ma jakieś problemy z prawem nie może takich rzeczy zrobić - mówiła Kin-Kaczmarek.

Reklama

Jakie osoby według pani były odpowiedzialne za działalność przestępczą Amber Gold? - pytał wiceprzewodniczący komisji śledczej Jarosław Krajewski (PiS). - Marcin P. i jego żona, tak mi się wydaje - odpowiedziała świadek.

Wszyscy nieświadomie uczestniczyli w tym przedsięwzięciu? - dopytywał Krajewski. - Ja nieświadomie uczestniczyłam, a co do reszty to chyba państwo to zweryfikujecie - odparła Kin-Kaczmarek.

Reklama

Kiedy się pani zorientowała, że to jest piramida finansowa? - pytała z kolei szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS). - Po tym, jak weszło ABW i też dziennikarze podawali kolejne informacje. Do końca państwo P. trzymali dobrą minę, zapewniali nas, że wszystko jest OK., że to są przejściowe problemy - odpowiedziała. Jej zdaniem P. wykorzystali fakt, że pracownicy Amber Gold mieli bardzo dużo pracy. - Może po prostu nie było już siły, żeby się zastanawiać nad niektórymi rzeczami - mówiła.

Jak zaznaczyła, kiedy rozpoczynała pracę w firmie zatrudnionych było w niej ok. ośmiu osób. Dodała jednocześnie, że przed rozpoczęciem pracy w Amber Gold nie znała Marcina i Katarzyny P. oraz mec. Łukasza Daszuty, bliskiego współpracownika P. Później ich relacje - jak zeznała - były wyłącznie służbowe. - Bardziej współpracowałam z Marcinem P. - podkreśliła.

Jarosław Krajewski pytał świadek m.in. o to, czy pytała swoich szefów skąd Amber Gold posiada kapitał na udzielane pożyczki. Jak wskazał, Amber Gold udzielił pożyczek na kwotę 11 mln zł. Kin-Kaczmarek tłumaczyła, że Marcin P. przekazał jej informację, iż firma udziela pożyczek ze środków z linii kredytowej w banku BGŻ, z którym ma podpisaną umowę. "Takie miałam informacje" - mówiła świadek.

Poseł PiS pytał też kiedy Kin-Kaczmarek dowiedziała się, że Amber Gold udziela pożyczek ze środków z wpłat klientów na tzw. lokaty. - Takiej informacji nigdy nie uzyskałam - przekonywała świadek.

Kin-Kaczmarek pytana, czy miała dostęp do pełnej dokumentacji firmy Amber Gold, wyjaśniła, że miała dostęp do programu AGNet związanego z umowami zawieranym z klientami. - Jeśli chodzi o kwestie księgowe, to nie miałam pełnego dostępu (...) kwestie typowej księgowości były w gestii Marcina P. - poinformowała.

Krajewski pytał, kiedy dowiedziała się, że firma Amber Gold nie kupuje złota, które miałoby być realizacją umów z klientami na tzw. lokaty. - Cały czas byliśmy zapewniani, że to złoto jest kupowane, tak jak podpisujemy umowy z klientami. W momencie kiedy już była upadłość spółki i weszło ABW, to wtedy te informacje pojawiły się w prasie - odpowiadała Kin-Kaczmarek.

Do końca państwo P. zapewniali nas, że tak jest. W momencie kiedy już rozpoczęły się problemy firmy, czyli zaczynały być zamykane rachunki bankowe i pan Marcin P. twierdził, że ma problem z oddawaniem pieniędzy klientom, to na jednym ze spotkań pani Katarzyna P. stwierdziła, że jakby mogła, to pokazałby to całe złoto dziennikarzom - żeby im po prostu zamknąć usta i żeby klienci byli przekonani, że wszystko jest dalej w porządku, ale kwestie bezpieczeństwa im na to nie pozwalają - mówiła.

Krajewski pytał też, kiedy świadek się dowiedziała o tym, że prezes Amber Gold Marcin P. był osobą wielokrotnie karaną prawomocnymi wyrokami m.in. za oszustwa. Kin-Kaczmarek mówiła, że "w momencie, jak zaczęła pracować, to chyba po paru miesiącach pojawił się artykuł w +Gazecie Wyborczej+". Jak dodała, wtedy państwo P. zrobili spotkanie z pracownikami, na którym Marcin P. powiedział, że "to są błędy młodości".

Kolejnym wątkiem, który poruszała komisja, była sprawa funduszu poręczeniowego AG, który miał służyć do poręczenia lokat do sumy 250 tys. zł. Jak mówiła świadek, według tego, co pamięta, ten fundusz powstał w 2012 r., a jego prezesem był Marcin P. Sami pracownicy mieli się dowiedzieć o funduszu od samego Marcina P. e-mailowo. Procent z wpłat klientów - jak mówiła - miał być przelewany na konto funduszu.

Komisja pytała świadek, czy nie miała zastrzeżeń, że środki klientów Amber Gold będą gwarantowane przez spółkę-córkę. Kin-Kaczmarek odpowiedziała, że "umowa była zaopiniowana przez prawnika, więc nie miała do niej żadnych zastrzeżeń". - Nikt wtedy nie zakładał, że coś złego będzie się działo z firmą, skoro wszystko dobrze funkcjonowało - mówiła.

Krajewski wskazał, że na 10 mln zł jakie zostały zadeklarowane jako wpłacony kapitał, w rzeczywistości wpłacono jedynie 59 tys. zł. - To co możemy ogólnie mówić o firmie Amber Gold, że to była lipa, jak ujął to Michał Tusk, to umowa między Amber Gold a Funduszem Poręczeniowym AG, to była lipa do kwadratu. Kiedy miała pani świadomość, że to nie jest żadna gwarancja dla klientów Amber Gold? - pytał Krajewski.

W momencie kiedy pojawiły się problemy z zamykaniem rachunków i klienci nie otrzymywali pieniędzy, ponieważ Marcin P. twierdził, że banki zamrażają mu konta i nie może fizycznie zrobić przelewów. Takie do nas dochodziły informacje - odpowiedziała Kin-Kaczmarek.

Szefowa komisji pytała natomiast, kiedy powstał pomysł zainwestowania Amber Gold w linie lotnicze OLT Express. - Nie wiem, dostaliśmy informację bodajże mailową, że linie są zakupione - powiedziała świadek. Wyjaśniła, że nie wie z jakich pieniędzy sfinansowano zakup. - OLT się za bardzo nie interesowałam, to nie było w mojej gestii, nie miałam na to czasu, nie miałam przy tym pracować - mówiła Kin-Kaczmarek.

Witold Zembaczyński z Nowoczesnej zapytał z kolei czy świadek, czy ws. Amber Gold miała postawione zarzuty i czy czuje się odpowiedzialna, jak potoczyły się losy spółki i osób w nią inwestujących. "Nie miałam żadnych zarzutów i nie czuje się odpowiedzialna" - mówiła Kin-Kaczmarek. Dopytywana, jaka była jej rola w Amber Gold, odpowiedziała: "byłam pracownikiem".

Świadek była też pytana przez Tomasza Rzymkowskiego z Kukiz'15 o jej wiedzę nt. przechowywania złota za granicą przez Amber Gold. Poseł tłumaczył, że informację taką Kin-Kaczmarek zeznała podczas jednego z przesłuchań w prokuraturze. - Zapewne od Marcina P. - odpowiedziała zaznaczając jednocześnie, że nie pamięta tych zeznań. Odpowiadając na kolejne pytania świadek mówiła, że w siedzibie Amber Gold nie widziała prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Takie informacje przekazał komisji podczas wcześniejszego przesłuchania Marcin P.

Odpowiadając na pytania Wojciecha Zubowskiego (PiS) świadek poinformowała, że nie pobierała dodatkowego wynagrodzenia z racji zasiadania w radzie nadzorczej Amber Gold. Z kolei Jarosław Krajewski pytał świadka o kwestię jej zasiadania w radzie nadzorczej spółki PST S.A., która została założona 1 sierpnia 2012 r. Jej szefem została Katarzyna P. Kin-Kaczmarek zapewniała, że wpisano ją do rady nadzorczej bez jej wiedzy, a ona sama informację o tym uzyskała z internetu, ale wówczas nie miała już kontaktu z małżeństwem P.. - Nigdy nie wyraziłam na to zgody - przekonywała.

W toku kolejnych pytań świadek poinformowała, że choć sama nie wpłacała pieniędzy na lokat w Amber Gold, to zna takie osoby. - I ma pani tym osobom, i tym które nas oglądają, a są pokrzywdzone, coś dzisiaj do powiedzenia? - pytał Krajewski. - Nie mam - stwierdziła Kin-Kaczmarek. W innej części przesłuchania świadek powiedziała: - Mój dziadek miał lokatę w Amber Gold. Ona została wypłacona. Znajomi też mieli lokaty, ale akurat stracili je - mówiła.

Dopytywana przez komisję o ten wątek świadek powiedziała, że "była taka lista, która była przekazana do Marcina P." i część osób, które się na niej znajdowały otrzymała wpłacone środki szybciej bez zysku i bez kary za zerwanie umowy.

Posłanka PiS Iwona Arent zapytała o folder zatytułowany "Trudne pytania", który został utworzony w czerwcu 2012 r., a znajdował się on na komputerze świadek. Były tam np. dwie wersje odpowiedzi na pytanie, czy Fundusz Poręczeniowy AG i Amber Gold są ze sobą powiązane. Kin-Kaczmarek mówiła, że "nie pamięta tego pliku". Jak dodała, były to odpowiedzi przygotowane dla działu szkoleń.

Małgorzata Wassermann pytała Kin-Kaczmarek, która z odpowiedzi na temat funduszu poręczeniowego i Amber Gold podobała się jej bardziej. Świadek odpowiedziała, że miała tyle obowiązków i pracy, że mogła się nad tym głębiej nie zastanawiać. Na to Wassermann stwierdziła, że "wynika z tego jedna rzecz, że pani miała świadomość tego, co tam się w tej firmie dzieje, a pani nam dzisiaj odpowiada, że była pani taka zarobiona i miała tyle pracy, że się nie zastanawiała nad tym, jak np. uczestniczyła w formułowaniu wprowadzania klientów w błąd na odpowiedziach". Kin-Kaczmarek odparła: "moim zdaniem, pewnie na ten czas, to nie było wprowadzenia klientów w błąd".