W tym roku minęło 20 lat od wprowadzenia aktualnego podziału administracyjnego kraju. Liczbę województw zredukowano wtedy z 49 do 16. Decydowała m.in. liczba ludności zamieszkującej poszczególne obszary i jej przestrzenne rozmieszczenie. W pierwotnych założeniach miało być ich tylko 12. Pojawiły się jednak wyjątki. W wyniku protestów społecznych i politycznych targów obok dużych pod względem ludności województw powołano także małe – woj. opolskie, lubuskie i świętokrzyskie.
Podział ten nie budził w ostatnich dwóch dekadach większych kontrowersji. Pojawiają się one głównie w okresach wzmożonej debaty przed wyborami – np. przy postulatach, by stworzyć woj. środkowopomorskie czy wyodrębnić Warszawę z Mazowsza (ostatecznie dokonano podziału statystycznego, na potrzeby przydziału eurofunduszy).
W perspektywie najbliższych 30 lat problem podziału administracyjnego pojawi się jednak niezależnie od kalendarza wyborczego – w wyniku zmniejszania się liczby Polaków. Za trzy dekady będzie nas mniej aż o prawie 4,5 mln, m.in. z powodu niskiej liczby rodzących się dzieci – wynika z prognozy demograficznej GUS. W tym w czterech, już dziś niewielkich, województwach liczba ludności spadnie poniżej miliona – w woj. opolskim wyniesie zaledwie 745 tys., w woj. lubuskim – 879 tys. (mniej niż ma Kraków), w woj. świętokrzyskim – 977 tys. i w woj. podlaskim – 982 tys.
– Nasuwa się więc pytanie o długotrwałość obecnego podziału administracyjnego w sytuacji, gdy i w ostatnich latach, i w przyszłości zgodnie z prognozami GUS w przypadku kilku niewielkich ludnościowo regionów występuje i występować ma dalej spadek wielkości populacji. Czy będą w perspektywie 15–20 lat zamieszkiwane przez liczbę ludności wystarczająco dużą, aby spełnić wymogi racjonalności utrzymywania całej sieci podległych samorządowi regionalnemu i wojewodzie instytucji obsługujących mieszkańców danego terenu? Obawiam się, że nie – ocenia prof. Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego. Dodaje, że już dziś w praktycznie wszystkich polskich województwach należy wdrażać myślenie w ramach tzw. zarządzania kurczącymi się regionami, tj. obszarami, które wskutek spadku liczby ludności tracą witalność ekonomiczną.
Za trzy dekady będzie nas mniej aż o prawie 4,5 mln
W najbliższych latach redukcja liczby województw (co pociągnęłoby za sobą gigantyczne zmiany kadrowe) jest raczej mało prawdopodobna, bo jak na razie plany PiS zmierzają raczej w odwrotnym kierunku. W przyszłej kadencji – o ile PiS odnowi mandat – możliwe jest uruchomienie procesu stworzenia 17. województwa, czyli środkowopomorskiego (złożonego z części woj. pomorskiego, zachodniopomorskiego i wielkopolskiego). Zwolennikiem tej koncepcji jest zwłaszcza Paweł Szefernaker, wiceszef MSWiA. – Osobiście uważam, że dla terenów Pomorza Środkowego, w dużej mierze popegeerowskich, koncepcja nowego województwa oznaczałaby szansę na szybszy rozwój – stwierdził w niedawnej rozmowie z DGP (wywiad z 26 czerwca br.). Zastrzegł jednak, że tego typu zmiany muszą mieć akceptację społeczną.
Trwa jednocześnie silny lobbing za powołaniem jeszcze jednego województwa – częstochowskiego. Tu szczególnie aktywny jest prezydent Częstochowy Krzysztof Matyjaszczyk (SLD), który co jakiś czas przypomina deklaracje polityków PiS w tej sprawie. Choćby wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego z 2014 r., że "przy tworzeniu obecnego podziału wojewódzkiego popełniono błędy, a Częstochowa została pozbawiona swojej pozycji w sposób nieuzasadniony i powinna ją odzyskać".
Zapytaliśmy zainteresowane cztery regiony, czy ich zdaniem należy utrzymywać województwa z liczbą mieszkańców poniżej miliona. – Sprawy podziału administracyjnego kraju nie należą do kompetencji samorządu terytorialnego – ucina Jerzy Górko z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego.