Dziś w życie wchodzi pierwsza ulga w PIT, stanowiąca element wyborczej piątki Kaczyńskiego – czyli zerowy PIT dla osób do 26. roku życia. To dobra wiadomość dla około dwóch milionów osób, ale jednocześnie pierwszy z serii ciosów wymierzonych w finanse samorządu terytorialnego, który ma udziały we wpływach z PIT.
Jak wyliczyli sami włodarze, tylko w tym roku zwolnienie młodych z podatku dochodowego od osób fizycznych spowoduje straty rzędu 0,45 mld zł w lokalnych budżetach, a następnie ponad 1,2 mld zł rocznie. Jeszcze bardziej odczuwalne będzie obniżenie stawki PIT z 18 do 17 proc. od października. Tu straty samorządy szacują na ponad 4,8 mld zł rocznie. Z kolei podwojenie kosztów uzyskania przychodów to roczny ubytek rzędu ponad miliarda złotych. W sumie więc same zmiany w PIT to dla samorządów dziura w dochodach na ponad 7,2 mld zł. Do tego dochodzi jednorazowy ubytek 9,5 mld zł, wynikający z reformy OFE (przeniesienia zgromadzonych tam środków na indywidualne konta emerytalne) i tego, że rząd nie zamierza się z samorządami dzielić wpływami z opłaty przekształceniowej.
Rząd konsekwentnie odpowiada na te wyliczenia, wskazując, że przecież w ostatnich latach dochody ogółem samorządów – także te z PIT – istotnie wzrosły. A konkretnie ze 194 mld zł w 2014 r. do planowanych 263 mld zł na koniec tego roku.
Mimo to samorządowcy już szykują się do kampanii informacyjnej, w ramach której będą pokazywać mieszkańcom, co dla ich miast oznaczają zmiany w PIT. – Proponowane wyborcom obniżki podatków politycy PiS zamierzają zrealizować z pieniędzy, którymi nie do końca sami dysponują – przekonuje Daniel Stenzel, rzecznik prezydent Gdańska. – To niestety przełoży się na komfort życia mieszkańców. Musimy o tym mówić bardzo jasno już dzisiaj. Komunikacja miejska, szkoły, utrzymanie zieleni, programy profilaktyczne, inwestycje w infrastrukturę, budżety dzielnic – to wszystko jest finansowane z budżetu miasta – dodaje.
Reklama
Przez ostatni tydzień Związek Miast Polskich (ZMP) prowadził wśród swoich członków ankietę, której celem było wykazanie, z jakich konkretnie inwestycji trzeba będzie zrezygnować, wiedząc, o ile mniej pieniędzy miasta będą miały do dyspozycji. Z naszych ustaleń wynika, że odpowiedziało ponad 70 miejscowości. – Miasta czasami asekurują się tym, że decyzje będą podejmowane jesienią, gdy będą konstruowane przyszłoroczne budżety. Ale są też konkretne odpowiedzi – mówi nam przedstawiciel ZMP.
Jakie więc inwestycje trafią teraz do szuflady? Przykładowo Płońsk wskazuje m.in. na modernizację i rozbudowę stadionu miejskiego, Koszalin – budowę kolejnego odcinka szlaku bursztynowego, Bydgoszcz wspomina o budowie trasy W-Z i nowych liniach tramwajowych, a Biała Podlaska szacuje, że wybuduje o 10 km mniej dróg osiedlowych. Z kolei Miastko zrezygnuje z budowy nowego przedszkola, Trzcianka – z budowy sali gimnastycznej przy Szkole Podstawowej nr 3, Żory zamierzają „przesunąć w czasie budowę nowych szkół i przedszkoli”, Odolanów – modernizację sieci wodociągowych, zaś Gliwice mówią o konieczności „dalszego ograniczania środków na inwestycje, które wskazywane są przez mieszkańców w ramach budżetu obywatelskiego”.
Choć na razie nikt oficjalnie o tym nie mówi, wśród włodarzy już brany jest pod uwagę wariant podnoszenia podatków i opłat lokalnych. W tej sferze samorządy mają bowiem całkiem spory zapas do wykorzystania. Z danych Krajowej Rady Regionalnych Izb Obrachunkowych wynika, że wskutek obniżenia stawek podatku przez lokalne rady dochody samorządów (gmin, miast na prawach powiatu oraz m.st. Warszawy) w 2018 r. były o 3,3 mld zł niższe od możliwych do uzyskania. Największą część tej kwoty (2,2 mld zł) stanowią niższe od maksymalnych stawki podatku od nieruchomości. Nieco ponad miliard złotych to z kolei skutek obniżenia stawek podatku od środków transportowych. Do 3,3 mld zł potencjalnych wpływów dochodzi jeszcze niemal 1 mld zł wynikający ze stosowania ulg podatkowych i ulg w spłacie zobowiązań podatkowych. Łącznie efekt tej ubiegłorocznej „hojności” samorządów to ok. 4,3 mld zł.
Samorządowcy zdają sobie sprawę, że podwyższanie stawek może być źle odebrane przez mieszkańców. – To decyzje nie tylko niepopularne i rodzące zarzuty, że samorząd jest niewrażliwy społecznie i finansowo uciska mieszkańców. W dłuższej perspektywie mogą zahamować rozwój miasta, bo zniechęcą przedsiębiorców i inwestorów szukających miejsc bardziej przyjaznych biznesowi – przyznaje Włodzimierz Tutaj z Urzędu Miasta Częstochowy.
– Najczęściej samorządy wykorzystują już górne stawki. Działania w tym zakresie są zatem mocno ograniczone lub wręcz niemożliwe – ocenia Magdalena Flisykowska-Kacprowicz, skarbniczka Torunia. Jej zdaniem najłatwiej będzie zrezygnować z przedsięwzięć realizowanych wyłącznie z własnych środków i które nie są strategiczne z punktu widzenia planów rozwojowych miasta.