Niezmiennie od lat największy problem to złapanie delikwenta malującego na murach. Dlatego w Bydgoszczy w walkę z wandalami postanowiono zaangażować całe miasto. "Każdy, kto doprowadzi do zatrzymania takiej osoby, otrzyma 1000 złotych. Nagrody będą też wypłacane policjantom i strażnikom miejskim" - mówi Anna Strzelczyk-Frydrych z bydgoskiego magistratu.

Reklama

Policjanci podkreślają, że kuszenie nagrodą sprawi, że ludzie zaczną reagować na to, co się dzieje wokół. "Sam kiedyś zatrzymałem grafficiarzy. Byłem po służbie, jechałem samochodem. W niedzielne popołudnie dwóch młodych mężczyzn malowało na budynku w centrum miasta. Ludzie przechodzili, nikt nie reagował, nikt nie zadzwonił na 112. Teraz na pewno to się nie zdarzy" - mówi kom. Sławomir Szymański, naczelnik sekcji prewencji bydgoskiej policji.

A liczba grafficiarskich wybryków rzeczywiście rośnie. I trudno sobie z nimi poradzić. Bo sposobów na grafficiarzy nie ma wiele, a dodatkowo żaden nie gwarantuje stuprocentowej skuteczności. Funkcjonariusze w wielu jednostkach prowadzą nawet specjalne kartoteki ze zdjęciami każdego nowego graffiti. W razie złapania sprawcy sprawdzają potem, czy przypadkiem nie jest autorem innych dzieł.

Mają czas, bo na firmę zajmującą się usuwaniem graffiti trzeba czekać nawet kilka dni. "Coraz częściej klienci decydują się na usługę zabezpieczenia elewacji przez naniesienie specjalnego wosku. Bo co z tego, że usuniemy farbę, skoro za tydzień znowu ktoś pomaluje ścian" - mówi DZIENNIKOWI Tomasz Dembek ze specjalistycznej firmy EuroStyl+.

Reklama

Mało prawdopodobne jest też to, że płacenie obywatelom za ujęcie chuliganów zniechęci tych ostatnich do niszczenia ścian.

Cymi, grafficiarz ze Stargardu Szczecińskiego, podkreśla, że w tej branży są dwie grupy ludzi: "Pierwsza to tacy, którzy stawiają na sztukę, ale też święty spokój, więc - tak samo jak ja - nim coś namalują, proszą o zgodę właściciela budynku. Druga to tzw. hardcorowcy. Ich kręci adrenalina, ryzyko, satysfakcja, że się udało. Malują w miejscach zakazanych, niebezpiecznych, nawet tam, gdzie jest monitoring. W ten sposób zdobywają uznanie w środowisku" - tłumaczy. Cymi podkreśla, że 1000 zł nie skusi żadnego szanującego się grafficiarza do wydania kolegi: "Nawet jeśli ja maluję legalnie, nie wsypię kogoś, kto robi to na hard corze" - mówi.

Najsłynniejszy grafficiarski atak to zuchwała akcja z marca tego roku na lotnisku Ławica pod Poznaniem. Trzem nastolatkom udało się wtargnąć nocą na płytę i pomalować niemal cały bok pasażerskiego samolotu ATR. Czuli się bardzo swobodnie - pracowali starannie i dokładnie, a na koniec sfotografowali swoje "dzieło". Ochrona lotniska została całkowicie skompromitowana, ale za to policja szybko, bo w kilka dni, złapała grafficiarzy. Grozi im do pięciu lat więzienia, straty wyceniono na około 15 tys. złotych (zmywanie farby i straty z powodu odwołanych lotów). Wyrok jeszcze nie zapadł.

Reklama

Zwykle zresztą grafficiarze są karani bardzo surowo. Tylko w V Wydziale Grodzkim Sądu Rejonowego w Warszawie w zakończonych w tym roku sprawach zapadały wyroki grzywny po 300 złotych. To dużo, bo wartość szkód wyceniano zaledwie na kwoty od 20 do 200 złotych; gdyby szkody były większe niż 250 zł, sprawa trafiłaby do sądu karnego, a grafficiarzem zajmowałby się prokurator. "Zapłaciłem 500 złotych. Odechciało mi się raz na zawsze. Musiałem prosić szefa o zaliczkę, a potem harować miesiąc za friko" - mówi Michał, student ze Szczecina.

To i tak nie była najwyższa kara. "Pamiętam, że w naszym wydziale zapadały także surowsze, powyżej 1000 złotych, a nawet ograniczenia wolności poprzez skazanie na pracę społeczną" - mówi DZIENNIKOWI sędzia Aneta Obszyńska-Małocha, przewodnicząca V Wydziału Grodzkiego Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy.



Prawdziwy grafficiarz złapać się nie da

ARTUR GRABARCZYK: Prezydent Bydgoszczy daje tysiąc złotych za złapanie grafficiarza na gorącym uczynku. Uda mu się was wyłapać?
AGGRO*: Nie sądzę. Takie pomysły już były w innych miastach, ale nie przynosiły nikomu wielkich korzyści, umierały więc śmiercią naturalną. Na gorącym uczynku to można złapać jakieś dzieciaki, które drugi raz w życiu mają spray w ręku, a nie prawdziwych grafficiarzy.

Dlaczego?
Bo my wiemy, jak malować, żeby się nie dać złapać.

Jak to robicie?
Po pierwsze, żaden grafficiarz nie idzie na akcję ot tak, bo mu przyszło do głowy, żeby pomalować dany budynek czy pociąg. Większe akcje nielegalnego malowania trzeba zaplanować. I zrobić rozeznanie, kiedy w danym miejscu chodzą patrole, kręcą się ludzie czy - jak w przypadku malowania pociągów - nie ma jakiejś obławy szykowanej przez sokistów. Poza tym na robienie nielegalnego graffiti nie chodzi się w pojedynkę, ale większą grupą. I wtedy jeden czy dwóch maluje, a pozostali stoją na czatach.

Rozumiem, że działacie głównie w nocy?
Tak, ale zdarzają się też akcje malowania dużych graffiti z zaskoczenia - w biały dzień, i to w centrum miasta. Ludzie mają zakodowane, że grafficiarze działają w nocy. Dlatego, jak idący ulicą tłum widzi grupę chłopaków malujących budynek w centrum miasta, to nie zwracają na to uwagi, bo myślą, że dostaliśmy pozwolenie albo nawet zostaliśmy zatrudnieni do zrobienia tych rysunków. Nikt nas nie zaczepia, my spokojnie robimy swoje i dopiero po jakimś czasie wychodzi na jaw, że cała akcja była nielegalna.

Trudno was złapać chyba także dlatego, że działacie szybko?
Tak. Doświadczonemu grafficiarzowi zrobienie taga, czyli podpisu, zajmuje parę sekund. Namalowanie większego graffiti - nazwy grupy czy ksywki wielkości 2 na 4 metry - zrobionego na zasadzie narysowania konturu i wypełnienia sprayem, zwykle srebrnym, bo on najlepiej kryje i fajnie wygląda, to kwestia zaledwie kilku minut.

A możliwe jest, że pokusa zdobycia 1000 złotych sprawi, że grafficiarze będą wyłapywać siebie nawzajem?
Nie wierzę w to. Grafficiarze w każdym mieście tworzą bardzo zgraną grupę, dobrze się znają, są jak mafia. Często ze sobą rywalizują, ale na rysunki, a nie wydając się w ręce policji.

Większe ryzyko wpadki powoduje większą satysfakcję?
Oczywiście. Dla wielu grafficiarzy najfajniejsze jest nie samo malowanie, ale fakt, że to jest nielegalne. Tak było w Berlinie - wysokie kary dla grafficiarzy przyniosły skutki odwrotne do zamierzanych. Dziś to miasto jest europejską stolicą graffiti.

Aggro
jest grafficiarzem ze Śląska