W poniedziałek Sąd Okręgowy we Wrocławiu skazał Macieja K. na rok więzienia oraz 5 tys. zł nawiązki dla poszkodowanego. Sąd uznał oskarżonego winnym pobicia Przemysława W. i stosowania gróźb pozbawienia życia z powodu przynależności politycznej. Oskarżony w śledztwie i w trakcie procesu nie przyznał się do pobicia ani do gróźb i twierdził, że była to bójka, którą zaczął poszkodowany Przemysław W.

Reklama

Sędzia Tomasz Krawczyk w uzasadnieniu wyroku podkreślił, że choć nie ma świadków zdarzenia, to sąd nie ma wątpliwości, że zebrany w śledztwie materiał dowodowy wskazuje na sprawstwo oskarżonego.

Obrona sugerowała, że to była bójka czy coś na kształt pojedynku. W polskim prawie nie ma takiego pojęcia. Przestępstwo popełnia ta osoba, która spowodowała obrażenia ciała u drugiej osoby - mówił sędzia Krawczyk.

Dodał, że sąd nie ma też wątpliwości, że motywacją sprawcy była przynależność polityczna poszkodowanego rozumiana szerzej jako światopogląd. - W ocenie sądu takie zachowanie zasługuje na potępienie. I w sposób odstraszający będzie działać na zachowania innych osób - mówił sędzia Krawczyk.

Do opisanego w akcie oskarżenia zdarzenia doszło 25 lipca 2019 r. w pobliżu mostu Trzebnickiego nad Odrą we Wrocławiu. Nie ma świadków tego zdarzenia. 28-letni Maciej K. oskarżony o pobicie 37-letniego Przemysława W. został zatrzymany przez policję kilka dni po zdarzeniu. Prokuratura postawiła mu zarzuty spowodowania uszczerbku na zdrowiu i stosowania gróźb pozbawienia życia z powodu przynależności politycznej. Sąd uwzględnił wniosek prokuratora i zastosował wobec podejrzanego dwumiesięczny areszt, który następnie został przedłużony.

Podczas pierwszej rozprawy oskarżony nie przyznał się do winy.

Przyznaję się do bójki sprowokowanej atakiem pokrzywdzonego na mnie. To on był agresywny, wypowiadał się wulgarnie i obraźliwie wobec mnie - powiedział na rozprawie oskarżony.

W jego wersji wydarzeń to poszkodowany Przemysław W. specjalnie zawrócił, jadąc na rowerze, by zaatakować oskarżonego. Miał go obrazić, wypowiadając pytanie: "Co, podoba ci się ten napis naziolska k...o?", i uderzyć pięścią w czoło oraz wsadzać palce w oczy oskarżonego.

Wspomniany napis to hasła na elewacji mostu, dotyczące pedofilii i ruchu LGBT. Z kolei poszkodowany i świadek w tym procesie oraz oskarżyciel posiłkowy Przemysław W. zeznał przed sądem, że to oskarżony zaczepił go i zapytał, czy nie podoba mu się ten napis.

Bałem się, ale odpowiedziałem, że nie podoba. (…) Popchnął mnie, ja upadłem na bok, a gdy próbowałem wstać, zadał mi dwa, trzy ciosy pięścią w twarz. Próbowałem odpowiadać na te ciosy. A on krzyczał, że mnie zaj..., że jestem lewacką, pedalską k... - relacjonował poszkodowany.

Reklama

Przedstawiający się w sądzie jako dziennikarz i naukowiec oraz "specjalista od skrajnej prawicy" Przemysław W. stwierdził, że już ubiór Macieja K. wskazywał na jego związek "ze skrajną prawicą". Chodziło o to, że miał koszulkę koloru piaskowego i brązowe spodnie.

Poszkodowany zasugerował, że atak na niego mógł nie być przypadkowy, ponieważ - jak mówił - "jest bardzo znany z tego, że specjalizuje się w ujawnianiu skrajnej prawicy w swej pracy naukowej i dziennikarskiej".

Maciej K. wcześniej zeznawał, że nie znał Przemysława W. i nie wiedział o jego działalności.

Przemysław W. przed sądem stwierdził, że ma wiedzę, iż Maciej K. należy do skrajnie prawicowej grupy. Dopytywany przez sąd, co to za wiedza, odpowiedział: - To nie jest wiedza, którą można wykorzystać w sądzie i to udowodnić, bo ludzie się boją przyjść do sądu i zeznawać. Ale pokazywano mi film, na którym oskarżony robił graffiti z krzyżem celtyckim - odpowiedział Przemysław W.

Oskarżony zaprzeczył, że należy do jakiejś organizacji i oświadczył przed sądem, że skoro poszkodowany po ubiorze rozpoznał jego przynależność do skrajnie prawicowej organizacji, "to może został zaatakowany z powodu tego stroju".

Zeznająca jako świadek partnerka poszkodowanego powiedziała przed sądem, że poszkodowany mówił jej, iż już kilka minut po pobiciu zawiadomił media o tym zdarzeniu, dlatego dziennikarze tak szybko zjawili się na miejscu.