"Może się skończyć jak z zagospodarowaniem Placu Defilad. Od kilkunastu lat kręcimy się w kółko, koncepcje ciągle się zmieniają. Obawiam się, że obejrzymy te mistrzostwa na transmisjach z Włoch" - martwi się Jakub Wacławek, szef warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich.

Reklama

Z kolei Michał Borowski, szef spółki Narodowe Centrum Sportu, które ma się zająć organizacją budowy Stadionu Narodowego, na wieść o pomyśle Hanny Gronkiewicz-Waltz najpierw długo milczy, a potem mówi: "Ogarnia mnie takie zmęczenie, jakby mi ktoś pavulon wstrzyknął". Borowski tłumaczy: "Jeżeli umowy z projektantem stadionu nie podpisze się w ciągu najbliższych kilku tygodni, to stadion nie będzie gotowy do połowy 2011 roku, a to i tak termin przesuwany, do którego dopiero przekonujemy UEFA".

O co tak naprawdę chodzi prezydent Warszawy? Hanna Gronkiewicz-Waltz uznała, że grunty w okolicach Stadionu Dziesięciolecia są za drogie, żeby stawiać na nich stadion. Woli je sprzedać, a za uzyskane z transakcji pieniądze kupić ziemię gdzie indziej i tam postawić nową arenę sportową.

Gdzie zatem miałby stanąć Stadion Narodowy? Na przykład w Łomiankach. Albo - jak pisze "Życie Warszawy" - w Białołęce. Do tego drugiego pomysłu aż się pali burmistrz dzielnicy Jacek Kaznowski. Przekonuje, że w jego dzielnicy gruntów jest pod dostatkiem, a budowa na peryferiach nie sparaliżowałaby centrum Warszawy. Kaznowski podaje przykład Paryża, który nowy stadion wybudował na peryferiach.

Reklama

Wydawało się, że wszystko jest już ustalone i trzeba tylko czekać na rozwiązanie konkursu na projekt Stadionu Narodowego, a potem szybko go wybudować. Teraz jednak cały projekt może wziąć w łeb. Kolejne rozważania nad lokalizacją mogą przedłużyć budowę, a w efekcie w polskiej stolicy nie będą rozgrywane mecze Euro 2012.

Gdzie wtedy odbyłoby się spotkanie otwierające imprezę? "Nie chcemy rywalizować z Warszawą, mam nadzieję, że będziecie gotowi na Euro. Ale gdyby, odpukać, pojawiła się potrzeba, to my będziemy z naszym stadionem gotowi na czerwiec 2010. Właśnie zaczęliśmy rozkładać podgrzewaną murawę" - mówi "Gazecie Wyborczej" Marek Szczerkowski, szef Stadionu Śląskiego w Chorzowie.