"Artykuł we wczorajszym DZIENNIKU pokazuje, że problem jest dramatycznie pilny" - podkreśla Gowin.

Poseł PO ujawnił nam wczoraj, że Donald Tusk na jego wniosek jeszcze w tym miesiącu powoła zespół ds. bioetyki. W jego skład wejdą: prawnicy, biolodzy, genetycy i lekarze oraz etycy i teolodzy. Jego zadaniem będzie w pierwszym rzędzie doprowadzenie do ratyfikacji przez parlament Konwencji Bioetycznej Rady Europy, która m.in. nakazuje wprowadzenie ochrony prawnej ludzkich embrionów.

Reklama

Zespół także rozpocznie prace nad regulacjami zagadnień bioetycznych. Jako pierwszym zajmie się właśnie in vitro. Jak ustaliliśmy, regulacje prawne będą zmierzały w kierunku całkowitego zakazu niszczenia ludzkich zarodków. "W czasie procedury in vitro w ogóle nie powinno dochodzić do tworzenia nadliczbowych zarodków" - mówi nam Gowin. A prof. Marek Safjan, który, jak ustaliliśmy nieoficjalnie, otrzymał propozycję pracy w zespole, mówi nam, że zarodek to istota ludzka obdarzona godnością i wymaga ochrony prawnej. "Jeśli zaistnieje konieczność jego zniszczenia, to według ściśle określonych procedur".

PRAWO MA CHRONIĆ ZARODKI

Średnio na 5 tys. zabiegów in vitro, które wykonuje się co roku w Polsce, ujawnianych jest jedynie 1,2 tys. Powód? Ponad trzy czwarte klinik zajmujących się leczeniem niepłodności odmawia podawania jakichkolwiek danych o przeprowadzonych zabiegach.

DZIENNIK dotarł do oficjalnych danych na temat skali stosowania in vitro w Polsce.

"Kliniki odmawiają nam raportowania o zabiegach, zasłaniając się faktem, że nie mają takiego obowiązku" - zastrzega już na wstępie rozmowy prof. Waldemar Kuczyński, przewodniczący sekcji płodności Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, twórca pierwszego w Polsce Rejestru Rozrodu Wspomaganego. Efekt jest taki, że na ponad 40 ośrodków zajmujących się leczeniem niepłodności dane udostępnia zaledwie 12. Ale i te kliniki dostarczają informacje z kilkuletnim opóźnieniem.

Reklama

"Ostatnie dane o zapasowych zarodkach mamy dopiero za 2004 r. Wynika z nich, że zamrożono w tym okresie ok. 2 tys. ludzkich embrionów. Ile z nich przechowywanych jest do dziś, tego nie wiemy" - przyznaje bezradnie prof. Kuczyński.

W Polsce niewiele zarodków doczekuje wieku kilku lat. W Klinice Rozrodczości i Endokrynologii Ginekologicznej Akademii Medycznej w Białymstoku zapasowe embriony przechowywane są tylko przez 3 lata. Po tym czasie, jak mówi szef kliniki prof. Sławomir Wołczyński, z powodu szkodliwego promieniowania następuje takie uszkodzenie materiału genetycznego, że zarodek nie rokuje już prawidłowego rozwoju. "Zwykle jeśli uda się nam doprowadzić do ciąży i para nie chce mieć już więcej dzieci, proponujemy im, aby przekazali swoje zarodki (zwykle zostaje ich po zabiegu kilka" - red.) innym potrzebującym pacjentom - objaśnia prof. Wołczyński.

Problem jednak w tym, że donacja zarodków nie zawsze jest szlachetnym darem serca. Według dobrze zorientowanego lekarza - ginekologa, za zapłodnienie z wykorzystaniem cudzego embrionu kliniki każą sobie płacić podwójną stawkę. "Jeśli przeciętnie in vitro kosztuje ok. 12 tys. zł, to za zabieg z adoptowanym embrionem trzeba już zapłacić ok. 25 tys. zł" - mówi nasz informator. "Aby taki proceder nie miał już miejsca, konieczne są zmiany w prawie" - przyznaje prof. Wołczyński.

Jakie konkretne rozwiązania powinny znaleźć się w regulacjach dotyczących in vitro? Według Jarosława Gowina (PO) w czasie tej procedury w ogóle nie powinno dochodzić do tworzenia nadliczbowych zarodków. Jeśli jednak prawo na to zezwoli, to jest zdecydowanie za całkowitym zakazem ich niszczenia.

Także prawnicy są zdecydowanie za ochroną embrionów. "Wyrzucanie ludzkich zarodków jest skandaliczne" - reaguje na informacje zawarte w naszej publikacji prof. Marek Safian. Wskazuje, że przy tworzeniu regulacji trzeba określić, kto może zdecydować o zniszczeniu nadliczbowych embrionów: genetyczny rodzic, instytucja, w której przeprowadza się in vitro, czy komisja bioetyczna. Według niego raczej to ostatnie gremium, bo taka decyzja wymaga obiektywizmu.

Nawet bioetyk prof. Jacek Hołówka, który jest zwolennikiem eksperymentów na ludzkich zarodkach, uważa, że trzeba przypisać embrionom specjalny status. Według bioetyka zarodki mogą być niszczone, ale na pewno nie poprzez wyrzucenie na śmietnik, lecz w humanitarny sposób.

Lekarze, którzy od lat zajmują się zapłodnieniem metodą in vitro, uważają, że niszczenie powinno być zakazane. "Zarodek to początek istoty ludzkiej, z którego może narodzić się człowiek, nie wolno więc go niszczyć, trzeba go przechowywać choćby 100 lat" - podkreśla dr Jacek Korzycki, który od blisko 30 lat stosuje in vitro.

LICZBY:

5 tys. – tyle zabiegów in vitro jest co roku przeprowadzanych w Polsce

1,2 tys. – tyle zabiegów in vitro jest oficjalnie ujawnianych

80 proc. – tylko tyle zarodków ulega zniszczeniu lub obumarciu w trakcie sztucznego zapłodnienia

12 – tylko tyle klinik w Polsce, na ponad 40, ujawnia swoje dane

25 tys. zł – tyle kosztuje zabieg in vitro z cudzym zarodkiem

2 tys. – tylko tyle ujawnionych jest zamrożonych w Polsce zarodków

od 400 do 500 zł – tyle wynosi opłata za rok przechowywania embrionu

5 lat – tyle czasu przechowuje się ludzki zarodek w Wielkiej Brytanii. Po tym okresie, z powodu zbyt silnego napromieniowania, jest on niszczony. To jedyny kraj na świecie, gdzie prawnie uregulowano likwidację embrionów.

W CAŁEJ EUROPIE ZARODKI SĄ CHRONIONE

Większość krajów Europy przyjęła precyzyjne regulacje obejmujące ochroną zarodki w procesie zapłodnienia in vitro. "Najwyższy czas, aby Polska poszła tą drogą, zaczynając od organizacji wielkiej debaty społecznej w tej sprawie" - przekonuje DZIENNIK szefowa departamentu bioetyki Rady Europy Laurence Lwoff.

Lwoff mówi otwarcie: w przewidywalnej przyszłości nie ma szans na przyjęcie w Europie jednolitych przepisów regulujących sztuczne zapłodnienie. Ale wszystkie kraje zgadzają się co do jednego: zarodki muszą podlegać ochronie, bo w procesie biologicznej ewolucji są to komórki, z których może powstać człowiek. "Choć dla różnych krajów Europy ochrona życia zaczyna się na odmiennym etapie ciąży, sam potencjał zarodka wystarczy, aby objąć go ochroną" - przekonuje Lwoff.

Najdalej idące konsekwencje wyciąga z tego Irlandia, gdzie od powstania zarodek jest traktowany z punktu widzenia prawa jak istota ludzka. We Włoszech wytwarzanie zarodków, które nie zostaną wykorzystane przy sztucznym zapłodnieniu, jest zakazane. W Niemczech zamrożone zarodki przechowuje się tylko w wyjątkowych przypadkach, np. gdy jedno z rodziców w trakcie procesu zapłodnienia in vitro zapadło na poważną chorobę lub zmarło. Stąd w Republice Federalnej obecnie przetrzymywanych jest jedynie 70 takich komórek. Znacznie bardziej liberalne przepisy obowiązują we Francji, gdzie kliniki przechowują kilkadziesiąt tysięcy zarodków oczekujących na wykorzystanie lub które będą podlegały zniszczeniu. Wyjątkowo liberalne przepisy obowiązują w Wielkiej Brytanii. To jeden z nielicznych krajów, gdzie zarodki mogą być wytwarzane specjalnie dla prowadzenia badań naukowych. Ale i tu są objęte ochroną. "Wytwarzanie zarodków jest dozwolone tylko w określonych przypadkach: gdy badania naukowe mogą służyć leczeniu groźnych chorób i pomocy na tyle dużej grupie ludzi, że <koszt> wykorzystania zarodka da się usprawiedliwić" - tłumaczy Laurence Lwoff.

Wytwarzanie nadmiernej ilości zarodków i w konsekwencji zniszczenie niektórych z nich w wielu krajach Europy uważa się za nieuniknione, bo tylko w ten sposób można ograniczyć do minimum ryzyko powikłań ciąży, utraty zdrowia przez matkę czy urodzenia dzieci z wadami. Proces niszczenia zarodków jest w takim przypadku wszędzie taki sam. "Są one wyjmowane z ciekłego azotu i odmrażane. Innej możliwości nie ma" - mówi Lwoff.

p

SPRZEDAŻ TO SWEGO RODZAJU ADOPCJA

ANNA MONKOS: W DZIENNIKU opisaliśmy wynik dziennikarskiego śledztwa, z którego wynika, że w klinikach leczenia niepłodności ludzkie zarodki można zniszczyć, sprzedać albo wynieść do domu. Czy potrzebne nam są regulacje prawne dotyczące in vitro?
ANDRZEJ BARWIJUK*:
Oczywiście, że tak.

Jakie zasady postępowania z zarodkami przyjął pan u siebie?
U nas zarodki są przechowywane bezterminowo.

Rodzice za to płacą?
Tak.

A co, jeśli nie chcieliby płacić?
I tak byśmy je przechowywali. Na koszt kliniki. Przechowujemy je tak długo, aż nie znajdzie się ktoś, kto chętnie taki zarodek adoptuje. Czyli podamy go pacjentce, która nie może mieć własnych dzieci.

W kilku klinikach oferowano nam zniszczenie embrionów. Prawo tego nie zakazuje. Pan tego nie praktykuje. To kwestia etyki lekarskiej? Religii?
Z religią to nie ma nic wspólnego. Chodzi tylko o to, że może kiedyś pogląd rodziców na temat tych zarodków się odmieni. Może za 10 lat będą chcieli.

Mieć jeszcze jedno dziecko?
Na przykład. Dorabianie do tego ideologii nie ma sensu.

Ale mówi pan, że regulacje prawne są potrzebne.
Ogólne tak. Słyszę od pani np., że oferowano pani niszczenie zarodków. A mnie się to nie podoba.

A co ze sprzedażą zarodków?
Sprzedaż to jest taka swego rodzaju adopcja.

I to jest też decyzja rodziców? Biorą zarodki i mogą oddać innej parze, tyle że za pieniądze?
Oczywiście.

Ale sprzedaż zarodków też nie we wszystkich krajach jest legalna.
Tego nie wiem. Wiem, że w niektórych tak się dzieje.

Jakie regulacje dotyczące postępowania z zarodkami powinniśmy przyjąć. Czy powinien być ustawowy zakaz niszczenia zarodków?
Zakaz niszczenia? Trudno mi powiedzieć, czy przepis powinien być w ten sposób ujęty. Dla mnie rzeczą oczywistą jest, że rodzice, którzy są dawcami zarodków, mają prawo wykorzystać je do różnych celów. Na temat prawa, jakiego potrzebujemy, niech się wypowiedzą mądrzejsi ode mnie.

W niektórych krajach, jak Niemcy czy Włochy, zakazuje się np. tworzenia nadliczbowych zarodków.
Co to znaczy zakaz produkcji zarodków nadliczbowych? Przecież wiemy o tym, że podczas całej procedury niektóre zarodki w ogóle nie powstaną albo ulegną wczesnemu, samoistnemu obumarciu. Bez naszej ingerencji. Przecież my nie chcemy, żeby one obumierały, a jednak tak się dzieje. Jak można zakazać tworzenia zarodków nadliczbowych? Wolno byłoby tylko tworzyć jeden czy dwa zarodki? A jak obydwa obumrą? To znaczy, że proces powtarzamy od początku. To jest bez sensu. Kto podoła tym kosztom? Bo główny koszt to leki. Sam transfer to 800 zł czy 1000 zł.

*Andrzej Barwijuk jest lekarzem ginekologiem i właścicielem kliniki kobiet Medifem w Warszawie

TU ZACZYNA SIĘ ŻYCIE

Radosław Gruca, Anna Monkos: Gdy prowadząc dziennikarskie śledztwo, zapytaliśmy panią, czy u państwa można skremować zarodki, była pani zszokowana.
Agnieszki Flakus*:
Trudno się dziwić, że byłam zszokowana. To są kliniki leczenia niepłodności. Ludzie są zdeterminowani, by mieć dzieci, nie myślą, co zrobić z dodatkową liczbą zarodków. Kremacja, wyrzucanie czy likwidacja zarodków – to jest ostatni temat, o którym rozmowy mogłabym się spodziewać.

A co się dzieje z zarodkami w waszej klinice? Wszystko zamrażacie?
Oczywiście. I to nie tylko ze względów etycznych. Wiele par myśli, że te zamrożone zarodki są niepełnowartościowe. A to nieprawda. Mamy już pierwsze ciąże z takich zarodków. Zamrażanie zarodków to dla mnie norma. Myślałam, że tak jest wszędzie.

Gdy pytaliśmy o niszczenie zarodków, zareagowała pani z niechęcią. Dlaczego?
Bo pytanie, czy można je wyrzucić, oznacza, czy można je... zabić.

Myśleliśmy, że biolodzy traktują zarodki jako zwykłe komórki. Przecież widzą ich tak wiele pod mikroskopem.
Od momentu zapłodnienia to nie są już tylko komórki. Wszystko się zmienia, gdy łączą się gamety. Już po 2 - 3 dobach widać wyraźnie, że to jest nie do zatrzymania. Wszystko zmienia się z godziny na godzinę. Obserwujemy nowe podziały. To żyje. Czegoś takiego nie można sprzedać czy wyrzucić. To jest ktoś. W tym momencie właśnie zaczyna się człowiek.

Uczył was ktoś w klinice etyki?
Uczymy się nowych technik, doszkalamy. Ale specjalnych wykładów etycznych nie mamy.

Jak to możliwe, że część lekarzy podchodzi do tematu tak bezosobowo?
Nie mam pojęcia. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Może takie podejście wynika z tego, że brakuje refundacji za in vitro, a zabiegi są drogie. Może niektórym lekarzom chęć dorobienia się przyćmiła etykę? Ale ja nigdy się z tym nie spotykam.

Ma pani dzieci?
Tu w klinice wszyscy mamy wiele dzieci (śmiech). Ja też na pewno będę miała rodzinę, a dzieci przede wszystkim. Ile? Co najmniej dwójkę.

W klinice rodzi się kilkadziesiąt niemowląt. Pamięta pani tę pierwszą komórkę, z której powstał człowiek?
Doskonale. To było 4 lata temu. Miałam szczęście, bo procedura od razu się udała. Pierwszą "komórką”, której podział widziałam pod mikroskopem, była piękna dziewczynka, śliczna i zdrowa Marta. To wszystko się pamięta: nazwiska pacjentów, imiona dzieci.

Jak to jest być przy powstawaniu życia?
Ta praca jest wyjątkowa. Emocje są zawsze. Największe drugiego dnia, gdy czekamy na odpowiedź, czy zapłodnienie się uda. Wiemy, że jeśli tak, to jest duża nadzieja, na końcowy sukces. Do tej pracy trzeba podchodzić z sercem.

Myśli pani o swojej pracy po godzinach?
Zawsze. Przeżywam każdy przypadek. I nie zmienia się to, pomimo że teraz par starających się o potomstwo jest bardzo dużo. Tym większa satysfakcja, im trudniejszy przypadek. Na razie mamy 50 proc. skuteczności i choć to czołówka w kraju, wciąż mamy nadzieję, że będziemy coraz lepsi.

Agnieszki Flakus, biolog z kliniki leczenia niepłodności „Provita” w Katowicach