W Polsce jest kilkadziesiąt tysięcy sierot. Kandydaci na ich nowych rodziców muszą spełnić mnóstwo warunków: adoptować dziecko może małżeństwo lub osoba samotna. Prawa nie mają osoby żyjące w konkubinacie. Potencjalni rodzice muszą przedstawić m.in. zaświadczenie o stałym zameldowaniu, warunkach mieszkaniowych i zarobkach w jednym z kilkudziesięciu ośrodków adopcyjno-opiekuńczych.

Bywa, że wymaga się od nich gwarancji, że dziecko będzie miało własny pokój. O tym, czy osoba, starająca się o dziecko, może je zaadoptować, decyduje sąd rodzinny. Procedura jest skomplikowana. Niektóre ośrodki przeprowadzają ją w kilka miesięcy, jednak w innych trwa to nawet 3 lata.

"Dlatego zależy nam na uproszczeniu procedur. Mniej na zmianie przepisów, bo te są dobre. Ale nie może być tak, że przyszli rodzice latami czekają na decyzje sądu, a w tym samym czasie dziecko pyta, kiedy będzie mogło pójść do nowego domu" - tłumaczy Jarosław Gowin.

Zapowiada, że do do swojego zespołu zaprosi przedstawicieli ośrodków adopcyjnych i domów dziecka, ludzi działających w stowarzyszeniach zajmujących się adopcją i pomocą dzieciom. "Wspólnie przygotujemy program naprawczy" - obiecuje poseł.

Zespół pod kierownictwem posła ma doprowadzić do sytuacji, że funkcje domów dziecka przejmą rodziny zastępcze i rodzinne domy dziecka. Gowin tłumaczy, że tradycyjne domy dziecka to ostateczność. Miałyby się w nich wychowywać tylko dzieci, których skomplikowana sytuacja prawna uniemożliwia adopcję. "Ale i tak powinna to być sytuacja przejściowa" - zaznacza Gowin.

Pierwsi politycy, którzy chcieliby pracować w zespole, już się zgłaszają. "Nie wyobrażam sobie, żeby zabrakło w nim przedstawicieli komisji polityki społecznej" - mówi jej wiceszefowa Magdalena Kochan z PO. Sprawą bardzo zainteresowana jest też inna posłanka Platformy z komisji polityki społecznej, Iwona Guzowska. "Nową rodzinę ciężko znaleźć, a długa procedura tylko zniechęca. To koszmar dla dzieci, które latami czekają na normalny dom" - przekonuje Guzowska. Podkreśla, że wie, o czym mówi, bo sama jest adoptowanym dzieckiem.

Posłanki nie mają wątpliwości: trzeba zliberalizować warunki stawiane rodzicom adopcyjnym. Według Guzowskiej prawo do adopcji powinny mieć również pary żyjące w konkubinatach. "Nie zgadzam się z przekonaniem, że tylko instytucja małżeństwa daje pewność stabilności związku. Ludzie dziś są małżonkami, za miesiąc mogą podjąć decyzję o rozwodzie. Najważniejsze to mieć pewność, że kandydaci na przyszłych rodziców są odpowiedzialni i dojrzali" - przekonuje Guzowska.

Również Kochan zgadza się, że prawo do adopcji powinny otrzymać również konkubinaty. Ale posłanka idzie dalej. "Warunki, które ma spełnić rodzina adopcyjna, nie mogą być oderwane od polskich realiów. Jeśli rodzice z dwójką dzieci żyją w dwóch pokojach i są szczęśliwi, to dlaczego nie mogą adoptować jeszcze jednego dziecka? Tylko dlatego, że nie miałoby swojego pokoju?" - pyta Kochan.

Zdaniem minister pracy w rządzie PiS Joanny Kluzik-Rostkowskiej największym problemem polskiego systemu są sądy i niewydolna pomoc społeczna. "Większość z tych 20 tys. dzieci, które żyją w domach dziecka, ma nieuregulowaną sytuację prawną" - mówi posłanka. I podaje przykład: "Sędzia decyduje, że nie odbiera praw rodzicielskich i potem nie rewiduje stanowiska, mimo że z biologicznymi rodzicami dziecko wcale nie ma kontaktu, albo ogranicza się on do tego, że raz na pół roku pijana matka przychodzi je zobaczyć. To jest tragedia.















Reklama