"Poszukujemy odpowiedzialnych ludzi, którzy zechcą wziąć Czime do swojego domu. Takich, którzy nie zmienią zdania za pół roku i zrezygnują z dalszego zajmowania się dziewczyną. To może być rodzina z dziećmi, ale także starsza osoba, na przykład emerytowana nauczycielka, która chciałaby dać jej opiekę. A przede wszystkim okazać mnóstwo serca. Bo to przecież jeszcze dziecko, które już bardzo wiele przeszło" - tłumaczy w rozmowie z DZIENNIKIEM Drolma, polska buddystka, która ściągnęła Czime do Polski.

Reklama

I rzeczywiście, dziewczyna czuje się na razie w naszym kraju dość samotna. Bardzo tęskni za swoimi rodzicami w Tybecie i za siostrą, która pozostała w obozie dla tybetańskich uchodźców w indyjskiej Dharamsali. "Śnią mi się wszyscy niemal co noc. A teraz na dodatek martwię się, bo nie mam z nimi żadnego kontaktu. W Chinach doszło niedawno do katastrofalnego trzęsienia, a moja wioska znajduje się zaledwie 400 km od epicentrum wstrząsów. Próbuję do nich dzwonić, ale ich telefony komórkowe od kilku dni są głuche" - mówi Czime.

Tybetanka nie widziała rodziców od czterech lat, czyli od czasu, gdy opuściła rodzinną wioskę Golok w Tybecie. Na polecenie ojca, który uznał, że powinna szukać lepszego życia za granicą, wyruszyła pieszo w niebezpieczną drogę przez Himalaje. Wraz z grupą innych uciekinierów, ukrywając się przed strzelającymi do nielegalnych uciekinierów chińskimi strażnikami, Czime dotarła najpierw do Nepalu, a stamtąd do obozu w Dharamsali. To właśnie tam znalazła ją Drolma, wyrobiła polską wizę i kupiła bilet lotniczy do Warszawy.

Po różnych perypetiach dziewczyna dotarła tydzień temu do Polski i zamieszkała w domu Drolmy w podwarszawskiej Starej Miłosnej. Nie jest tam jedyną Tybetanką - od pół roku przebywają tam dwie dziewczynki z jej rodzinnej wioski Golok oraz kilku buddyjskich mnichów. "Wczoraj Czime była na długim spacerze w parku i to było dla niej spore przeżycie. W Indiach, gdzie spędziła ostatnie kilka lat, nie ma takiej zieleni" - opowiada Drolma.

Reklama

Tybetanka jest nadal oszołomiona otaczającą ją rzeczywistością. Większą część dnia przesypia, a resztę spędza przed komputerem, słuchając w internecie tybetańskiej muzyki. Poza tym uczy się polskiego, bo w przyszłym tygodniu pójdzie już do szkoły, prestiżowego warszawskiego gimnazjum społecznego przy ulicy Raszyńskiej.

To właśnie w tej szkole rozpoczęły się już poszukiwania opiekunów dla Czime. "Mamy spore doświadczenie, bo w naszym gimnazjum jest kilkunastu małych uchodźców z różnych regionów świata. Zazwyczaj apelujemy do rodziców naszych uczniów, by wzięli cudzoziemca do siebie, i oferujemy w zamian zwolnienie z czesnego albo chociaż z opłat za obiady" - mówi DZIENNIKOWI dyrektorka gimnazjum Krystyna Starczewska.

Ponieważ poszukiwanie odpowiedniej rodziny trwa czasem dość długo, Drolma poprosiła DZIENNIK o pomoc w znalezieniu domu dla Czime. Kobieta celowo nie ujawnia swojego nazwiska, bo boi się, że chińskie władze nie wydadzą jej już więcej wizy wjazdowej. Tymczasem ona już wkrótce ponownie wybiera się do Tybetu po kolejną, tym razem małą dziewczynkę.

Reklama

W jej domu w Starej Miłosnej często bywa studentka orientalistyki Anna Machała. Zdążyła się już zaprzyjaźnić z Czime. "Jest jeszcze bardzo nieśmiała, ale za każdym razem, gdy ją widzę, coraz bardziej się otwiera. To bystra i ciekawa świata dziewczyna. Z pewnością doskonale sobie poradzi w Polsce" - opowiada.

Sama Czime zapowiada jednak, że w przyszłości wróci do Tybetu. "Zdobędę w waszym kraju wykształcenie, a potem będę pracować w rodzinnej wiosce jako nauczycielka. To moje wielkie marzenie".

Osoby, które chciałyby udzielić pomocy Czime, prosimy o kontakt pod adresem renata.kim@dziennik.pl