Główny ciężar walki z chorobą wezmą na siebie lekarze rodzinni. To oni będą kierować na testy oraz zwalniać z kwarantanny. Założenia są takie, że badania przejdzie ok. 20–30 tys. osób dziennie. Obecnie – jak mówi wiceminister zdrowia Waldemar Kraska – cały system jest gotowy na 60 tys. testów na dobę.

Reklama

Dość długo trwały dyskusje, czy będzie można wysłać chorego na badania po teleporadzie, czy tylko po wizycie osobistej. Ostatecznie ustalono, że pacjent musi się pojawić w gabinecie, aby nie przeoczyć części przypadków.

Dla przychodni to oznacza konieczność lepszej organizacji – tak aby zabezpieczyć personel oraz innych chorych przed możliwością zakażenia. Przeciwko temu protestują lekarze rodzinni z Porozumienia Zielonogórskiego, którzy uważają, że to sparaliżuje prace przychodni. W apelu do Ministerstwa Zdrowia piszą, że jeśli resort przerzuci ciężar opieki nad pacjentami z zakażeniem koronawirusem na podstawową opiekę zdrowotną, dojdzie do załamania systemu, przychodnie POZ staną się wylęgarnią COVID-19, a starsi pracownicy odejdą z pracy.

Według nowych zasad szpitale jednoimienne mają nadal funkcjonować. Ale już w innej formule, bo ma się zmniejszyć ich liczba. Do jednego na dwa województwa. We wszystkich szpitalach mają za to powstać izolatki przygotowane na potencjalnie zakażonych.

Reklama

Nowe wytyczne odciążą sanepid. Jednym z ułatwień jest choćby rozwiązanie, żeby pacjenci, którzy wychodzą z kwarantanny, nie musieli wykonywać testów potwierdzających negatywny wynik. Za zgodą lekarza po 10 dniach zostaną uznani za osoby bezpieczne pod kątem epidemicznym.

Z zapowiedzi resortu zdrowia wynika, że mogą być wprowadzone ograniczenia w organizacji wesel czy dużych imprez masowych. To z nich pochodzi ok. 10–15 proc. przypadków choroby.

CZYTAJ WIĘCEJ W CZWARTKOWYM WYDANIU DGP >>>