Sondaż United Surveys dla Dziennika Gazety Prawnej i RMF FM pokazuje, że większość ankietowanych (57 proc.) popiera weto wobec unijnego budżetu w przypadku powiązania go z praworządnością. Pytanie brzmi: Razem z projektem unijnego budżetu wprowadzono przepis, który umożliwia blokowanie wypłat, w przypadku, gdy jakiś kraj łamie zasady praworządności. To czy jakiś kraj łamie te zasady będą ustalać inne kraje w drodze głosowania większością głosów. Czy Polska powinna odrzucić, czy poprzeć takie rozwiązanie?. Przeciwnego zdania jest niespełna 20 proc.. Z kolei 46 proc. pytanych chciałoby odrzucenia rozporządzenia wprowadzającego taki mechanizm. Pomysł, by weszło ono w życie, popiera 37 proc. Pytanie brzmi: Czy jeśli takie rozwiązanie - wstrzymanie unijnych pieniędzy będzie miało wejść w życie Polska powinna poprzeć, czy zawetować unijny budżet?
Z ustaleń DGP wynika, że rząd Mateusza Morawieckiego ma już kilka scenariuszy kompromisu wokół rozporządzenia. – Mamy co najmniej cztery wersje zmiany kształtu tego mechanizmu oraz wersję piątą, zgodnie z którą rozporządzenia nie ma w ogóle. Ta wydaje się jednak mało realna – mówi nam osoba z otoczenia premiera. Jedna z propozycji zakłada, że aby uruchomić postępowanie w sprawie zablokowania środków, Komisja musiałaby podjąć decyzję jednomyślnie. W takim przypadku brak poparcia ze strony jednego komisarza hamowałby cały proces. Inny pomysł to jednomyślność nie w Komisji, a w Radzie. Rząd liczy się z tym, że takie zmiany będzie można wprowadzić, korygując samo rozporządzenie, co wymaga ponownych uzgodnień między Komisją, Parlamentem i Radą lub w ramach konkluzji Rady Europejskiej. Co mogłoby nastąpić pod koniec roku.
Dziennik Gazeta Prawna
Jak mówi DGP wiceminister Paweł Jabłoński, weto nie jest celem samym w sobie, a kompromis nadal nie jest wykluczony. Polska zarzuca autorom pomysłu przede wszystkim arbitralność.
Reklama
Kwestia weta jest istotna także w wewnętrznym układzie sił w obozie rządowym. Nacisk na premiera wywiera lider Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro. Wczoraj na konferencji prasowej wezwał do podtrzymania twardego stanowiska.
- Polska może zgłosić weto jako skuteczne narzędzie do zablokowania politycznego projektu zmierzającego do radykalnego ograniczenia i sprowadzania demokracji do fasady - mówił Ziobro, który napisał już w tej sprawie list do Morawieckiego.

Poparcie dla weta do budżetu UE, gdyby fundusze dla Polski faktycznie miały być zablokowane, to efekt jednoznacznej postawy wyborców PiS w tej kwestii oraz podziału w elektoracie opozycji. Jak podkreśla Marcin Duma z United Surveys, które przeprowadziło badanie dla DGP i RMF FM, perspektywa kryzysu i widmo odebrania pieniędzy są dziś ważniejsze dla badanych niż praworządność. ‒ Wśród tych, którzy nie chcieliby takiego rozwiązania, są wyborcy KO czy Hołowni. To by oznaczało, że niechęć do PiS niechęcią, praworządność praworządnością, ale to nie znaczy, że chcemy, by tu zostały gruzy ‒ mówi Marcin Duma z United Surveys.

Do podobnych wniosków prowadzi analiza szczegółowych wyników. W mniejszych ośrodkach, które są bazą wyborczą PiS, zwolenników twardej postawy jest więcej. To może być kłopotem dla partii opozycyjnych. ‒ Polacy widzą, że budżet UE ma duże znaczenie dla modernizacji kraju i nie wyobrażają sobie go bez środków dla Polski. W tym kontekście obowiązkiem rządu jest stworzenie takich warunków, w których Polska jest krajem praworządnym, a pieniądze płyną bez przeszkód ‒ komentuje wyniki badania Jan Grabiec z PO. Zaskoczenia nie ma w obozie władzy. ‒ Robiliśmy niedawno podobne badania i wyniki były zbliżone. Polacy są świadomi, że nawet jak nam dadzą kasę, to potem będą mogli nam ją odebrać. Mają także poczucie, że Europa nas drenowała przez lata i nie ma mandatu, by nas pouczać, wykorzystaliśmy to w kampanii europejskiej i to zadziałało ‒ mówi polityk PiS.

W rządzie słyszymy opinie, że ‒ mimo kilku rozpatrywanych scenariuszy dotyczących zmian w spornym rozporządzeniu o praworządności ‒ najbardziej prawdopodobnym wariantem na dziś wciąż jest polskie weto do unijnego budżetu i szczyt „ostatniej szansy” w grudniu. Niewykluczone, jak pisaliśmy wczoraj w DGP, że pertraktacje budżetowe zostaną przeciągnięte na przyszły rok, gdy prezydencję unijną na pierwsze półrocze przejmie Portugalia, a na drugie ‒ Słowenia.

Reklama

Ziobryści wczoraj wystąpili na konferencji prasowej, na której wysłali jasny sygnał w stronę premiera: jeśli weta nie będzie, koalicjant PiS „utraci zaufanie” do Morawieckiego „ze wszystkimi tego konsekwencjami”. Nie ma też zgody Solidarnej Polski (SP) na jakiekolwiek niuansowanie w sprawie praworządności. ‒ Sytuacja jest zero-jedynkowa. Tylko weto, żadnych interpretacji, protokołów czy porozumień dodatkowych. Brak weta ze strony Polski będzie równoznaczny z utratą części suwerenności ‒ mówi nam Janusz Kowalski, wiceminister aktywów państwowych z SP.

Dokładnie przewidzieliśmy, jak zachowają się ziobryści, wczorajsza konferencja Ziobry i jego ludzi nie była dla nas żadnym zaskoczeniem ‒ mówi nam osoba z otoczenia szefa rządu. Jak twierdzi, w świetle zapowiedzi samego premiera o możliwym wecie ziobryści chcieli przypomnieć, że to oni od początku opowiadają się za takim działaniem. A przy okazji postanowili znów uderzyć w premiera. ‒ Wiedzą też, że Morawiecki może sobie poradzić z wynegocjowaniem kompromisowego rozwiązania, które pozwoli weta uniknąć ‒ dodaje nasz rozmówca.

Ziobro gra na dwóch polach ‒ komentuje prof. Antoni Dudek. ‒ To kreowanie wizerunku nieudolnego premiera, który zawalił sprawę na lipcowym szczycie unijnym i 1567 odcinek walki o sukcesję. To także pokazywanie, kto jest prawdziwym liderem obozu suwerenności. To element walki o sukcesję w całym obozie PiS ‒ wyjaśnia politolog.