Poparcie dla weta do budżetu UE, gdyby fundusze dla Polski faktycznie miały być zablokowane, to efekt jednoznacznej postawy wyborców PiS w tej kwestii oraz podziału w elektoracie opozycji. Jak podkreśla Marcin Duma z United Surveys, które przeprowadziło badanie dla DGP i RMF FM, perspektywa kryzysu i widmo odebrania pieniędzy są dziś ważniejsze dla badanych niż praworządność. ‒ Wśród tych, którzy nie chcieliby takiego rozwiązania, są wyborcy KO czy Hołowni. To by oznaczało, że niechęć do PiS niechęcią, praworządność praworządnością, ale to nie znaczy, że chcemy, by tu zostały gruzy ‒ mówi Marcin Duma z United Surveys.
Do podobnych wniosków prowadzi analiza szczegółowych wyników. W mniejszych ośrodkach, które są bazą wyborczą PiS, zwolenników twardej postawy jest więcej. To może być kłopotem dla partii opozycyjnych. ‒ Polacy widzą, że budżet UE ma duże znaczenie dla modernizacji kraju i nie wyobrażają sobie go bez środków dla Polski. W tym kontekście obowiązkiem rządu jest stworzenie takich warunków, w których Polska jest krajem praworządnym, a pieniądze płyną bez przeszkód ‒ komentuje wyniki badania Jan Grabiec z PO. Zaskoczenia nie ma w obozie władzy. ‒ Robiliśmy niedawno podobne badania i wyniki były zbliżone. Polacy są świadomi, że nawet jak nam dadzą kasę, to potem będą mogli nam ją odebrać. Mają także poczucie, że Europa nas drenowała przez lata i nie ma mandatu, by nas pouczać, wykorzystaliśmy to w kampanii europejskiej i to zadziałało ‒ mówi polityk PiS.
W rządzie słyszymy opinie, że ‒ mimo kilku rozpatrywanych scenariuszy dotyczących zmian w spornym rozporządzeniu o praworządności ‒ najbardziej prawdopodobnym wariantem na dziś wciąż jest polskie weto do unijnego budżetu i szczyt „ostatniej szansy” w grudniu. Niewykluczone, jak pisaliśmy wczoraj w DGP, że pertraktacje budżetowe zostaną przeciągnięte na przyszły rok, gdy prezydencję unijną na pierwsze półrocze przejmie Portugalia, a na drugie ‒ Słowenia.
Ziobryści wczoraj wystąpili na konferencji prasowej, na której wysłali jasny sygnał w stronę premiera: jeśli weta nie będzie, koalicjant PiS „utraci zaufanie” do Morawieckiego „ze wszystkimi tego konsekwencjami”. Nie ma też zgody Solidarnej Polski (SP) na jakiekolwiek niuansowanie w sprawie praworządności. ‒ Sytuacja jest zero-jedynkowa. Tylko weto, żadnych interpretacji, protokołów czy porozumień dodatkowych. Brak weta ze strony Polski będzie równoznaczny z utratą części suwerenności ‒ mówi nam Janusz Kowalski, wiceminister aktywów państwowych z SP.
‒ Dokładnie przewidzieliśmy, jak zachowają się ziobryści, wczorajsza konferencja Ziobry i jego ludzi nie była dla nas żadnym zaskoczeniem ‒ mówi nam osoba z otoczenia szefa rządu. Jak twierdzi, w świetle zapowiedzi samego premiera o możliwym wecie ziobryści chcieli przypomnieć, że to oni od początku opowiadają się za takim działaniem. A przy okazji postanowili znów uderzyć w premiera. ‒ Wiedzą też, że Morawiecki może sobie poradzić z wynegocjowaniem kompromisowego rozwiązania, które pozwoli weta uniknąć ‒ dodaje nasz rozmówca.
‒ Ziobro gra na dwóch polach ‒ komentuje prof. Antoni Dudek. ‒ To kreowanie wizerunku nieudolnego premiera, który zawalił sprawę na lipcowym szczycie unijnym i 1567 odcinek walki o sukcesję. To także pokazywanie, kto jest prawdziwym liderem obozu suwerenności. To element walki o sukcesję w całym obozie PiS ‒ wyjaśnia politolog.