Wielki Basen Artezyjski to podziemna jaskinia, rozciągająca się na obszarze 1,7 mln kmkw i na kilka km w głąb skalistego gruntu środkowej części kontynentu. Mieści się w niej około 65 km sześciennych słodkiej wody, której część, za sprawą ciśnienia, wydostaje się na powierzchnię przez źródła artezyjskie. W ciągu milionów lat podziemny zapas uzupełniany był przez wodę deszczową, która przedostaje się w głąb przez porowate skały na powierzchni. Jednak od czasu kolonizacji Australii osadnicy wykopali tam dodatkowe tysiące studni głębinowych. Obecnie na same tylko potrzeby farm hodowlanych zużywa się rocznie 500 gigalitrów, tj. około pół kilometra sześciennego wody.

Reklama

Nadmierna eksploatacja Basenu zakłóciła naturalny cykl jego regeneracji. Niekontrolowane odwierty obniżyły ciśnienie wód podziemnych, co sprawiło, że w Basenie wyschła jedna trzecia naturalnych żródeł. Farmerzy zorientowali się, że dalsze bicie studni przyniesie efekt odwrotny od oczekiwanego. Postawili zatem na oszczędniejsze zagospodarowanie wypływającej wody. Jak obliczono, jedynie 10 proc. jej objętości wykorzystywane jest do nawodnienia pól i pojenia bydła. Reszta marnuje się, parując w australijskich upałach. Zaczęto więc blokować wyloty studni. Kurek odkręcany jest tam tylko wtedy, gdy w pobliżu znajdzie się stado krów.

W stepowej i półpustynnej Australii bydło pasie się przeważnie bez dozoru pasterzy. Skąd zatem wiadomo, kiedy krowy zbliżają się do wodopoju? Otóż w akcji „kontrolowanego przecieku” rolnicy wykorzystują nie tylko telefony komórkowe, ale także specjalne programy komputerowe oraz transmisję satelitarną.

Reklama

Akcją tą objęto do dziś jedną czwartą spośród 4 tys. wywierconych w Basenie studni artezyjskich. W ostatnim roku pozwoliło to zaoszczędzić 272 gigalitrów wody i doprowadziło do ponownego ożywienia części wyschniętych źródeł.