Przyzwyczailiśmy się, że główne źródło gazów cieplarnianych to samochody, elektrownie i huty. Tymczasem równie ogromny udział w ocieplaniu klimatu mają niepozorne owieczki i cielaki.

Reklama

Niestety zwierzęta zanim trafią pod rzeźnicki nóż produkują ogromne ilości gazów cieplarnianych. Na przykład na Nowej Zelandii hoduje się 34,2 miliony owiec, 9,7 mln sztuk bydła i 1,4 miliony jeleni. W sumie prawie połowa (48 proc.) gazów cieplarnianych w tym kraju to efekt uboczny hodowli zwierząt. W światowej emisji trzoda i bydło produkują aż 18 proc. gazów cieplarnianych, głównie w postaci metanu i podtlenku azotu.

Dlatego naukowcy głowią się jak sprawić, że zwierzęta... emitowały mniej gazów. Tak duża emisja u przeżuwaczy związana jest z budową ich jelit i składem występującej tam flory bakteryjnej. Badacze rozważają więc specjalne diety czy szczepionki dla bydła. Pierwsze testy pokazują, że pomaga to zmniejszyć emisję metanu nawet o 20-30 proc.

Reklama

Tymczasem rozwiązanie może być jeszcze prostsze. Uczeni odkryli, że znacznie mniej gazów od przeżuwaczy emitują torbacze kangury. W Australii zwierzęta te hodowane są na mięso i gdyby wykorzystać je na większą skalę, można by znacznie zmniejszyć emisję gazów. George Wilson i Melanie Edwards z australijskiego Wildlife Serivce obliczyli, że gdyby tylko jedną trzecią australijskich owiec i cieląt zamienić na kangury, to emisja gazów cieplarnianych kraju spadnie o trzy procent. Wystarczy, że konsumenci zaczną częściej kupować mięso kangurze niż wołowinę. Niestety agencje nie podają jak smakuje hamburger z kangura.