"Projekt firmy to wielka szansa, bo udział biznesu w polskiej nauce jest wciąż za mały" - mówi minister nauki i szkolnictwa wyższego prof. Barbara Kudrycka. "Firma umożliwi naszym studentom odbywanie praktyk, da absolwentom szansę na znalezienie w niej pracy, pomoże w pisaniu prac dyplomowych, które przestaną być oderwane od rzeczywistości. Wreszcie umożliwi i sfinansuje wspólne projekty badawcze" - powiedział DZIENNIKOWI prorektor Politechniki Warszawskiej prof. Władysław Wieczorek.
Już wcześniej eksperci zwracali uwagę, że niedofinansowane polskie uczelnie nie zaspokajają potrzeb rynku. Studenci techniczni to tylko 12 procent wszystkich uczniów, którzy na dodatek nie spełniają potrzeb pracodawców - alarmowała niedawno Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". Powszechnie wiadomo również, że efekty badań, wynalazki czy patenty uzyskiwane przez uczelnie wyższe w Polsce często nie mają większego zastosowania.
Jest jednak też druga strona medalu, którą zaobserwowano m.in. w Niemczech. Sponsoring powoduje, że uczelnie nie tylko są wspierane przez firmy, ale tworzą dla nich specjalne kierunki, dostosowują program i profil uczelni. Kończą niemal jako filia wielkiego koncernu.
To zdaniem byłego ministra nauki, a obecnego szefa PAN prof. Michała Kleibera, może doprowadzić szkołę do utraty autonomii. "Uczelnie prywatne w związku z wielką konkurencją i brakiem chętnych niestety są podatne na takie uzależnienie. Szkoły państwowe, szczególnie te prestiżowe, są bardziej odporne, ale również mogą w pewnym momencie przekroczyć granicę" - mówi.
Kleiber przytacza historię szkół, które całkowicie uzależniły się od komercji. "Pamiętam sytuację jednego z ważnych japońskich uniwersytetów mocno dotowanego przez prywatną firmę, który po pięciu latach współpracy zdecydował się, tracąc przy tym ogromne źródło finansowania, na zerwanie umowy, bo obawiał się ograniczenia swojej autonomii. Takiej rozwagi nie może zabraknąć również w polskim szkolnictwie wyższym" - mówi.
Częściowym sponsoringiem Ciechu objęte będą politechniki: Poznańska, Wrocławska, Warszawska, Szczecińska i Rzeszowska oraz Uniwersytety w Bydgoszczy i Toruniu.
p
SYLWIA CZUBKOWSKA: Podoba się pani praktyka, w której szkoły wyższe zawierają umowy o częściowym sponsoringu z działającymi na rynku koncernami?
KRYSTYNA ŁYBACKA*: Bardzo. To zapewni uczelniom nie tylko zastrzyk gotówki, ale także, co bardzo ważne, pozwoli im się sprawniej odnaleźć na rynku. To może spowodować, że nie będzie już kilkuset uczelni kształcących speców od marketingu i zarządzania w sytuacji, gdy brakuje ekspertów technicznych. Ale mimo iż jest to krok w dobrą stronę, to nie można popadać w zbytnią euforię. Takie umowy trzeba podpisywać bardzo ostrożnie, by uczelnie nie utraciły swojej autonomii na rzecz przedsiębiorców.
Co może grozić szkołom wyższym?
Choćby sytuacja, w której to przedsiębiorca będzie im narzucał, ilu i jakich studentów mają wykształcić, bo on właśnie takich pracodawców potrzebuje. A przecież to same uczelnie mają obowiązek i prawo decydować o swoim programie nauczania.
Ale może warto ponieść takie wyrzeczenie aby absolwenci mieli zapewnioną pracę.
A co się stanie, jak przedsiębiorcy po pięciu latach odmieni się i już nie będzie potrzebował takich pracowników ? Uczelnia zostanie z niepotrzebnym kierunkiem i studentami bez szans na pracę. Trzeba pamiętać, że to uczelnie ze swoim know-how i gotowym produktem, czyli wykształconymi na niej pracownikami, mają w tym układzie więcej do zaoferowania i dlatego powinny twardo negocjować warunki umów z biznesem.
*Krystyna Łybacka, była minister edukacji narodowej
...
BARBARA SOWA: Kto więcej zyskuje w przypadku współpracy między uczelnią a komercyjną firmą?
JACEK MĘCINA*: Korzysta na tym nie tylko uczelnia czy firma, ale przede wszystkim studenci. Firma zyskuje fachowców, potrzebnych jej do realizowania planu biznesowego, uczelnia ma dzięki temu nie tylko finansowe wsparcie, ale przede wszystkim dostęp do infrastruktury - nowoczesnych laboratoriów, maszyn. Przez to staje się bardziej atrakcyjna, bo studenci muszą podpierać wiedzę teoretyczną praktyką. Tylko wtedy mają szanse konkurować na rynku pracy. Do tego dochodzi możliwość tworzenia wspólnych projektów badawczych, wymiana potencjału naukowego.
Skoro to tak różowo wygląda, to dlaczego uczelnie masowo nie współpracują z dużymi przedsiębiorstwami?
To się odbywa oddolnie - nie ma ustawy regulującej taką wymianę. Każda forma oddolnej współpracy wymaga więc mobilizacji i organizacyjnego wysiłku od wszystkich stron. Ustalenie szczegółów zawsze trochę trwa. Ale jak się już uda, to na bardzo długo. Poza tym możemy liczyć na to, że śladem firm i uczelni, którym się powiodło pójdą następne.
Niektórzy obawiają się, że to może ograniczyć niezależność uczelni. Istnieje ryzyko tworzenia kierunków "na zamówienie" firmy, które będą kształcić tylko pod kątem ich potrzeb.
Takiego zagrożenia nie ma. Nawet jeśli uczelnia tworzyłaby kierunki, kształcące pod dyktando przedsiębiorstwa, to na pewno jej absolwenci mieliby zapewniona pracę. Nie widzę w tym nic zdrożnego. Zwłaszcza jeśli takie studia zaczęłyby wspierać duże firmy - jak Zakłady Azotowe w Puławach czy PKN Orlen.
*Jacek Męcina, ekspert ds rynku pracy Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan"