We wczorajszym "Dzienniku Gazecie Prawnej" opisaliśmy, jak cioteczny brat prezydenta Jan Maria Tomaszewski, nieznany plastyk, dostał trzy etaty w publicznych firmach rządzonych przez ludzi braci Kaczyńskich. Jednocześnie w stołecznych wodociągach, publicznej telewizji i koncernie naftowym. W wodociągach (już tam nie pracuje) zarabiał 5-6 tysięcy brutto, w TVP 8 tysięcy plus premie, w Orlenie około 18 tysięcy brutto. W sumie ponad 30 tysięcy, czyli więcej niż Lech Kaczyński.

Reklama

Tomaszewski w pracy bywał rzadko. Kiedy ludzie prezydenta stracili stanowiska, kuzyn zachorował. Teraz dostaje na rękę kilkanaście tysięcy - z ZUS.

Po naszym tekście ZUS postanowił sprawdzić, co dolega Tomaszewskiemu. "Przyjrzymy się dokładnie tej sprawie" - zapowiada rzecznik ZUS Przemysław Przybylski. "Każdy, kto jest na zwolnieniu lub pobiera świadczenie rehabilitacyjne, podlega kontroli".

Poza zwolnieniami ZUS będzie kontrolował, czy zatrudnienie Jana Marii Tomaszewskiego na trzech etatach równocześnie (w Orlenie, TVP i stołecznych wodociągach) nie było fikcyjne.

Już na zwolnieniu Tomaszewski pojawiał się w Pałacu Prezydenckim. W kwietniu tego roku orędzie Lecha Kaczyńskiego nakręciła firma Riff-Raff Studio. Według ludzi z otoczenia prezydenta Tomaszewski - już wtedy na długotrwałym zwolnieniu - miał mieć wpływ na oprawę orędzia.

Reklama

Marcin Galant z Riff-Raff Studio: "Poznałem pana Tomaszewskiego, ale on nie miał związków z tą produkcją. Mieliśmy własnego reżysera i scenografa". "Czy Tomaszewski był na planie zdjęciowym?" - pytamy. "Był. Ale nie wiem, co tam robił" - odpowiada Galant.

Kancelaria Prezydenta nie odpowiedziała nam na pytania o udział Tomaszewskiego w przygotowywaniu orędzia.

Reklama

Inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy, którzy kontrolowali TVP, są pewni, że Tomaszewski był tam fikcyjnie zatrudniony. O przypadkach lipnych etatów w telewizji główny inspektor pracy zawiadomił Najwyższą Izbę Kontroli. "Prowadzimy już w tej sprawie kontrolę. Jej wyniki będę znane jesienią" - mówi Paweł Biedziak, rzecznik NIK.

Wczoraj w TVN 24 prezydencki minister Paweł Wypych zapewniał, że Lech Kaczyński nie załatwiał posad kuzynowi: "Nie sądzę, żeby prezydent miał cokolwiek wspólnego z zatrudnianiem rodziny. To pytanie do szefów firm, co skłoniło ich do zatrudniania. Może chęć wykorzystania talentów tego pana jako artysty, jako architekta?".

Przypomnijmy: według pracowników Orlenu Tomaszewski trafił do ich firmy, bo ówczesny szef Orlenu Piotr Kownacki (późniejszy urzędnik Lecha Kaczyńskiego) dostał telefon z Pałacu Prezydenta. Sam Kownacki nie chce potwierdzić oficjalnie tej wersji. Ale przyznaje, że kiedy nie chciał realizować pomysłów Tomaszewskiego, dostawał "telefony od polityków".

Odkryliśmy, że jeszcze w jednej publicznej firmie w sprawie kuzyna dzwoniły telefony. Za rządów PiS Tomaszewski starał się o angaż w PZU. Bezskutecznie. "Jesienią 2006 r. przychodziły do mnie różne osoby powołujące się na prezydenta z prośbą, aby zatrudnić malarza o nazwisku Tomaszewski" - wspomina były prezes PZU Jaromir Netzel. "Byłem zdumiony, bo ja żadnego malarza nie potrzebowałem. Weryfikowałem tę osobę prywatnymi kanałami. Prezydent odpowiedział, że ze sprawą tego etatu nie ma nic wspólnego".

Kto załatwiał w PZU pracę dla kuzyna? "To były osoby związane z PiS" - twierdzi Netzel, ale nie chce podawać nazwisk. "Odmówiłem. Nie spotkały mnie z tego powodu żadne nieprzyjemności".