Wojsko Polskie zareagowało błyskawicznie. Poderwane zostały dyżurne pary myśliwskie oraz śmigłowce, a naziemne systemy obrony powietrznej i rozpoznania radiolokacyjnego osiągnęły stan najwyższej gotowości. Jak jednak poinformowała armia, ok. godz. 7.16 (czyli 33 min po wleceniu w polską przestrzeń powietrzną) statek zniknął z radarów - pisze w artykule "Czy pół godziny lotu Shaheda nad Polską powinno martwić?" w środowym wydaniu DGP Radosław Ditrich.

Reklama

Dlaczego nie strącono drona?

Armia śledziła drona przez kilkadziesiąt minut. Dlaczego go zgubiono i dlaczego nie podjęto decyzji o strąceniu? Według wojska, jeśli dron nie zagraża ludziom i ważnym obiektom to nie opłaca się go strącać, bo to koszt drogich pocisków przeciwlotniczych. Ditrich uważa jednak, że Shaheda da się zestrzelić ze śmigłowca czy z kołowych transporterów opancerzonych. Drugim argumentem wojska jest zła pogoda, przez którą nie udało się zidentyfikować celu. W to jednak nie wierzą militarni eksperci.

Odpada też argument, że nie mieliśmy czym go strącić, bo dopiero niewielka ilość nowoczesnego sprzętu trafiła do armii. Na Ukrainie jednak takie drony strąca się dużo mniej skomplikowanymi i nowoczesnymi systemami.

Czy dron wleciał do Polski celowo?

Reklama

Przy skali tamtego rosyjskiego ataku (200 rakietach i dronach) oraz zakłócaniu sygnału GPS przez Ukrainę wlot rosyjskiego drona do Polski mógł być sprawą przypadkową. Gen. Waldemar Skrzypczak uważa jednak inaczej.

Jeszcze do niedawna uważałem, że takie sytuacje są dziełem przypadku. Jeśli jednak widzę zamieszanie, jakie powoduje jeden dron − podrywamy samoloty i śmigłowce i angażujemy tysiące żołnierzy − to zadaję sobie pytanie, co się stanie, gdy przyjdzie wojna? Wydaje mi się, że takie naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej mogą być celowym działaniem, które w ramach wojny psychologicznej ma wprowadzić w polskim społeczeństwie strach i chaos. Putinowi udaje się to przy pomocy jednego małego drona − podsumowuje emerytowany wojskowy.

CZYTAJ WIĘCEJ W ŚRODOWYM E-WYDANIU DGP>>>