Weronika Marczuk-Pazura znana jest głównie ze swej kariery medialnej i z tego, że była żoną znanego aktora Cezarego Pazury. Tymczasem jest ona także prawniczką po biznesowych studiach podyplomowych MBA, która z rozmachem prowadziła własną firmę.

Aż do teraz - wczoraj celebrytka wyszła na wolność po wpłaceniu 600 tysięcy złotych kaucji. Jest podejrzana o korupcję, grozi jej kilkuletnie więzienie.

Reklama

>>> Czytaj więcej: Marczuk-Pazura błyskawicznie wpłaciła wielką kaucję

Niedługo przed zatrzymaniem w związku z podejrzeniem o korupcję Weronika Marczuk-Pazura udzieliła wywiadu "Sukcesowi". Pojawiła się też na okładce wrześniowego numeru pisma. Oto, co mówiła

o pracy zawodowej:
Jest żmudna praca, ale ją właśnie najbardziej cenię, bo daje mi poczucie stabilizacji. W showbiznesie najtrudniejsze jest czekanie na telefon. Prawdopodobnie nie potrafiłabym tak funkcjonować. Nie umiem powiedzieć sobie: "Jakoś to będzie!". Potrzebuję pewności, że będzie dobrze.

Reklama

o miłości:
Przez wiele lat miałam wyidealizowany, romantyczny obraz miłości: ty żyjesz dla mnie, ja dla ciebie. Wiem już, że tak się nie da. Lepiej, gdy każdy żyje dla siebie i dzieli się z drugą osobą tym, czym chce. Z Maciejem, poza wspólnymi znajomymi, mamy również własnych. Każde z nas ma swój świat zawodowy, dzielimy się tym, na co mamy ochotę. To daje osobistą wolność, niezależność. Fajne uczucie.

o małżeństwie z Cezarym Pazurą:
Wspieraliśmy się wzajemnie jako małżonkowie, ale zawodowo każde z nas miało od początku jasno określone priorytety. Poza tym każdy medal ma dwie strony. Poza plusami są też minusy bycia żoną sławnego męża. Nie zawsze można być spontanicznym, wielu rzeczy trzeba sobie odmówić, a robić sporo takich, na które nie ma się ochoty.

Reklama

czytaj dalej



o początkach kariery w biznesie:
Odkąd sięgam pamięcią, lubiłam wyzwania. Kiedy powstawał "Sztos", zaproponowano mi kierowanie firmą producencką. Byłam młodą dziewczyną i pewnie dlatego się na to porwałam. Mimo że wielu rzeczy uczyłam się od podstaw i bywało ciężko, szefuję jej już trzynasty rok. Potrzebuję i lubię mieć alternatywę.

o sposobie na życie:
Plan B na życie zawsze jest wybawieniem, gdy wali się dotychczasowy świat. A jeśli jeszcze masz w zanadrzu plan C i D, to jeszcze większa jest szansa, że któryś z nich wypali. Dlatego z chęcią robię kilka rzeczy w tym samym czasie i ciągle myślę o nowych. Zgodnie z zasadą z moich rodzinnych stron: "Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana".

o tym, co daje jej siłę w trudnych chwilach:
(...)mam wrodzoną potrzebę zbawiania całego świata i zawsze znajdę sobie zajęcie. Ciągle z tym walczę i wiem już, że nie można pomagać, kiedy ktoś o to wyraźnie nie poprosi. Wydaje się to oczywiste, ale, niestety, dla mnie długo nie było. Nie zawsze też udawało mi się zachowywać równowagę pomiędzy dawaniem a braniem, a ona musi być!

o dojrzałości:
Przestałam planować i składać deklaracje, bo w ży­ciu nie ma nic sta­łe­go, wszyst­ko jest na chwilę. Dałam sobie prawo do zmia­ny zda­nia. Czer­pię przy­jem­ność z co­dzien­no­ści. Je­stem chyba większą egoistką i lepiej mi z tym. Do­pie­ro nie­daw­no dotar­ło do mnie, że prócz licznych obowiązków mam też prawo do czy­stej przy­jem­no­ści.

o sukcesie:
Gdy znajomi mówią mi, że odniosłam sukces, patrzę na nich ze zdziwieniem, zastanawiając się, co mają na myśli. Na pewno mam satysfakcję, że nie bałam się zawalczyć o siebie. Mimo trudności takich, jak nowy kraj i język, skończyłam dobre uczelnie, mam pracę, ludzie uśmiechają się do mnie na ulicy… Cieszę się z tego, więc chyba mogę potraktować to wszystko jako prywatny sukces. Może powinnam się cieszyć mocniej, głośniej? Ale kiedy osiągam wyznaczony wcześniej cel, nie mam czasu się tym nacieszyć, bo w tak zwanym międzyczasie rodzą się następne i następne. Tak zostałam "zaprogramowana".