Trzydziestkę osądzonych po upadku komunizmu za szpiegostwo byłych sekretarek najwyższych rangą urzędników RFN i zachodnich dyplomatów łączy bardzo wiele. Wszystkie mieszkały w najnudniejszym mieście zimnowojennej Europy - Bonn, były raczej brzydkie, prowadziły przewidywalny, mieszczański tryb życia. Miały również atrakcyjnych partnerów, którzy zajmowali się biznesem lub przedstawiali sięjako działacze na rzecz pokoju.

Reklama

Jest jeszcze jedno: wszystkie zdradziły swoją ojczyznę i wzięły udział w jednej z najbardziej diabolicznych gier wywiadów w historii służb specjalnych - operacji "Romeo". W wymyślonej przez legendarnego szefa wywiadu NRD - HVA - Marcusa Wolfa akcji, zbierały informacji o tym, co dzieje się na szczytach zachodnioniemieckich władz.

Wysłannicy Wolfa, wikłając swoje ofiary, zastosowali jedną z najstarszych metod zdobywania informacji przez służby specjalne: zasadę Romeo i Julii. Na flirt, miłość, seks wpadł John Profumo uwiedziony przez tancerkę Christine Keeler pracującą dla radzieckiego attache wojskowego w Londynie Jewgienija Iwanowa. Kapitan Ladoux zakochał się w Macie Hari. W Polsce zasadę Romea i Julii wskrzesiło Centralne Biuro Antykorupcyjne. Używając bezpieczniackiego slangu - "realizacją zadań" zajmuje się przystojny i bogaty agent Tomasz. Na swoim koncie ma jak do tej pory dwie ofiary: posłankę PO Beatę Sawicką i zaciągającą lekko z ukraińska ulubienicę tabloidów Weronikę Marczuk-Pazurę.

>>>Rozkochał Sawicką, osaczył Kwaśniewską

Mechanizm wikłania kobiet przez agentów Romeo jest od lat ten sam. Zmienia się jednak cała otoczka zalotów. Dziś lowelasem jest dobrze wykształcony i noszący drogie garnitury biznesmen, właściciel ekskluzywnego apartamentu na mieście, dobrego samochodu. Pierwsi Romeo Marcusa Wolfa różnili się nieco od swoich naśladowców. Pracujący od 1952 roku w RFN agent o pseudonimie Felix przedstawiał się jako student politechniki i akwizytor szamponów do włosów. Kolejny, wysłany w roku 1961, by zapolować na sekretarki z siedziby NATO w Paryżu, funkcjonował jako duński dziennikarz Roland G. Co ciekawe, wspierał go oficer podający się za katolickiego księdza.

Reklama

Duchowny wysłuchiwał spowiedzi głęboko wierzącej kochanki Rolanda. Pocieszał, by nie miała wyrzutów sumienia. "Mówił jej, by szpiegowała z... błogosławieństwem Boga" - pisał Wolf w swojej autobiografii "Man Without a Face".

Jedną z ofiar agentów Romeo nasyłanych przez Marcusa Wolfa jest Gabriele Kliem. "Wyglądał jak mężczyzna z moich snów" - opowiadała po latach w rozmowie z reporterami brytyjskiego "Guardiana". "Zakochałam się w nim w ciągu minuty. Okazało się, że byłam tylko laboratoryjnym szczurem" - wspomina.

Reklama

W 1977 roku Kliem była tłumaczką w ambasadzie amerykańskiej w Bonn. Jej Romeo był Frank Dietzel - wysoki, niebieskooki blondyn, który - jak sama opisuje - przypominał Roberta Redforda. Przedstawiający się jako fizyk i działacz pacyfistycznego instytutu Frank rozkochał w sobie Gabriele. Zabierał ją na romantyczne weekendy. Po trzech miesiącach znajomościoświadczył się. Kreując się na bezinteresownego idealistę, tłumaczył, jak ważna jest praca na rzecz światowego pokoju. Frank jednak bezinteresowny nie był.

On i jego koledzy z HVA przed rozpoczęciem operacji obserwowali Kliem przez co najmniej dwa lata. Dokładnie analizowali, do jakich dokumentów może mieć dostęp. Co wartościowego może im przynieść. Jakie ma zwyczaje, gust, co lubi. Po nawiązaniu znajomości Romeo najpierw prosił o nieprzedstawiające wielkiej wartości papiery z ambasady. Z biegiem czasu dostawał coraz lepsze kąski, łącznie ze scenariuszami ćwiczeń amerykańskich jednostek pancernych w RFN.

Romans Gabriele i Franka trwał sześć lat. Sprawa wyszła na jaw dopiero po upadku komunizmu. Na podstawie przejętych dokumentów Stasi w 1991 roku Kliem została skazana przez niemiecki sąd na dwa lata w zawieszeniu za przekazywanie informacji obcemu wywiadowi. Frank jeszcze w czasach NRD (notabene żonaty z pracowniczką Stasi) za romans z Gabriele dostał medal. Kliem nie pozbierała się do dziś.

Korek, worek i rozporek a la SB

"Korek, worek i rozporek" - alkohol, pieniądze i seks. Polska Służba Bezpieczeństwa nie angażowała się w takie akcje jak enerdowskie HVA, ale z chęcią korzystała z "rozporka" - pozyskiwania współpracowników, którzy mogli wykorzystać bliskie związki, seks, do działań operacyjnych. "Rozporek" należał do katalogu tak zwanych działań dezintegracyjnych, mających na celu osłabienie, a następnie rozbicie solidarności grupy osób prowadzących wrogą, szkodliwą lub przestępczą działalność.

SB podstawiała agentki kandydatom na TW albo tym, których śledziła. Jedna z najgłośniejszych i najbardziej znanych historii dotyczy Pawła Jasienicy. Po odtajnieniu akt SB wyszło na jaw, że druga żona pisarza była agentką bezpieki. Najpierw pod czujnym okiem funkcjonariuszy nawiązała z nim romans, a po śmierci pierwszej żony Jasienicy wyszła za niego za mąż. Systematycznie meldowała oficerom prowadzącym o działalności męża.

W latach 70. SB próbowała wykorzystać znaną aktorkę Bożenę Dykiel do nawiązania romansu z II sekretarzem ambasady RFN. Esbecy śledzili każdy ruch aktorki, wymusili na niej podpisanie zobowiązania do zachowania w tajemnicy spotkania z funkcjonariuszami. Założenie było proste: skłonić Dykiel do spotkania z Niemcem w lokalu konspiracyjnym SB, a jeśli dojdzie między nimi do romansu - wykorzystać to do szantażowania Niemca.

Ze śledzenia Bożeny Dykiel SB zrezygnowała dopiero po wyjeździe Niemca do RFN. Z dokumentów IPN jednoznacznie wynika, że Bożena Dykiel nigdy nie była agentką SB, lecz ofiarą.

Miłosny wątek SB chciała też wykorzystać na początku lat 80., rozpracowując opozycjonistę Aleksandra Halla. Jego żoną omal nie została Matylda S., dla SB -TW Andrzej. Rozpracowywała środowisko Halla, działaczy Ruchu Młodej Polski. Za swoją pracę dostawała pieniądze. Do ślubu jednak nie doszło.

CBA - renesans agentów Romeo

Najgłośniejszy - i jak na razie oparty jedynie na zeznaniach "ofiary" - związek agenta z inwigilowanym miał miejsce w czasie działań CBA w 2007 r., w czasie "kombinacji operacyjnej nr 008/07 o kryptonimie Słonecznik". CBA do rozpracowywania posłanki Beaty Sawickiej wykorzystała przystojnego agenta. Kobieta została oskarżona m.in. o przyjęcie 100 tysięcy złotych łapówki.

W październiku 2008 r. sąd nakazał prokuraturze poprowadzić śledztwo z zawiadomienia Sawickiej, które ma wyjaśnić charakter kontaktów Sawickiej z agentem Tomaszem Piotrowskim. Prokuratorzy do dziś sprawdzają, czy "kuszenie" przez agenta mogło mieć wpływ na zachowanie kobiety.

Już wcześniej Sawicka w prokuraturze złożyła wstrząsające zeznania. Ujawniła szczegóły romansu z agentem: "Kiedy staliśmy przy oknie, obserwując wschód słońca, Tomasz wielokrotnie muskał mnie swoją twarzą po włosach, twarzy, wymieniliśmy kilka pocałunków (...). Czułam wówczas jego podniecenie, ale postanowiłam - prawie że w kulminacyjnym momencie - w bardzo intymnej sytuacji, jednak to przerwać”.

I dalej: "Choć wiem, że wystarczyłby gest z mojej strony, by skonsumować tę wielomiesięczną znajomość w tak sprzyjających okolicznościach i stworzonej przez niego atmosferze". "Kiedyś podczas tańca zaczął całować mnie w szyję, usta, włosy. Zawsze podkreślał, że bardzo lubi, kiedy są kręcone. (...) Kiedyś wysiadałam z samochodu i podniosła mi się trochę wyżej spódnica, na co natychmiast zareagował Tomek, twierdząc, że jestem bardzo zgrabna kobietą i że to, co najbardziej mu się we mnie podoba poza osobowością, to moje nogi".

CBA zaprzecza tej wersji. Prokuratura Sawickiej nie wierzy i twierdzi, że to tylko sprytna linia obrony. Ale lektura akt sprawy każe zadać pytanie: gdzie są granice prowokacji i czy w przypadku Sawickiej nie zostały one przekroczone.

Kombinacja "Słonecznik" zakończyła się sukcesem, Sawicka wzięła pieniądze w zamian za załatwienie działki na Helu dla dwóch agentów CBA. Sukcesem ma być również operacja, w której główną bohaterką jest Marczuk-Pazura. W obydwu zapewnił go naśladowca agentów Romeo - Tomasz.