Słuchając przedstawicieli firm łożących na futbol, można było zwątpić, że wiedzą, co czynią. Żadnej z nich piłka nie przyniosła oczekiwanych korzyści promocyjnych czy finansowych. Wręcz odwrotnie, właściciele klubów ligowych czy sponsorzy reprezentacji jednoznacznie tracą: na amatorszczyźnie lub skorumpowaniu zawodników, chamstwie kiboli, nietykalności działaczy. Biznes ma prawo żądać od państwa, by zapewniło mu ochronę i egzekwowało przepisy, które dziś są tylko na papierze. Grozi nam bowiem to, że najnowocześniejsze stadiony Europy, które niedługo w Polsce powstaną, pozostaną pustymi skorupami, odwiedzanymi – poza krótkim czasem Euro 2012 – przez garstki najwierniejszych miłośników.

Reklama

Sobotnia dyskusja była burzliwa, chwilami na granicy typowego szlacheckiego sejmikowania. Reprezentacja PZPN zachowywała się jak oblężona twierdza, broniąca za wszelką cenę status quo i odrzucająca wszelką krytykę. Tym większa zasługa organizatorów, że po siedmiu godzinach doprowadzili do uzgodnienia pewnych zmian. Nie rewolucyjnych, ale stanowiących pierwszy zauważalny krok na drodze do reform. Ich wprowadzenie w życie da sygnał, także biznesowi, że jeszcze piłka nie zginęła i że jednak warto się w nią bawić.