Dowiadujemy się bowiem, że oto kierownictwu CBA nie spodobało się jedno zdanie wygłoszone przy okazji przytaczania ustnych motywów przez sędziego rozpoznającego wniosek o areszt – i to na tyle, że zdecydowało się złożyć wniosek do prezesa sądu o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego przeciwko temu sędziemu - pisze w "DGP" prawnik i były prezes Trybunału Konstytucyjnego, prof. Jerzy Stępień.
Nie wiem, czy zdanie, o które chodzi, padło i czy było całkowicie nie na miejscu. W sądach zdarzają się sytuacje, których nie można w żadnym razie tolerować. Bywa też jednak, że wszystko zależy od kontekstu i zacytowana ściśle wypowiedź bez owego kontekstu znaczy zupełnie co innego, niż naprawdę znaczyła.
Ale jedno wiem: to mianowicie, że jeśli kierownictwo CBA zdecydowało się na złożenie wniosku o dyscyplinarkę do prezesa sądu i swoje stanowisko upubliczniło, to w gruncie rzeczy nie chodziło w tym przypadku o dyscyplinarkę jako taką, ale o wywołanie tzw. efektu mrożącego, czyli o najzwyczajniejsze w świecie zastraszenie sędziów w ogóle.
Reklama
Uważajcie, panie i panowie, patrzymy wam bowiem na ręce i jeśli chcecie spokojnie dożyć stanu spoczynku, to o naszych długich rękach pamiętajcie.
I nie dam sobie wytłumaczyć, że intencje i cele były inne, bo jeśli w pierwszym odruchu tak właśnie odebrałem tę akcję CBA, to znaczy, że o taką pierwszą reakcję odbiorców chodziło...
Gdyby miało być inaczej, gdyby rzeczywiście chodziło tylko o niestosowność tej wypowiedzi, skarga na postępowanie sędziego mogła być oczywiście złożona, ale skarżący zadbałby wyłącznie o opis całej sytuacji, pozostawiając adresatowi wnioski – a przede wszystkim sprawy tej publicznie by nie nagłaśniał.
Ostatecznie stroną w tym postępowaniu był prokurator i chyba on właśnie zdecydowanie lepiej nadawałby się w tym przypadku do zainicjowania stosownego postępowania wyjaśniającego.
A może CBA zwróciło się do prokuratora o złożenie wniosku o dyscyplinarkę przeciwko sędziemu, a on tego wątku nie podjął? Jeśli tak, to tym gorzej dla CBA – skoro prokurator pozostał bierny, nie uznawszy, że trzeba bić na alarm.
W każdym razie tak to wygląda w publicznym odbiorze, a w dzisiejszym świecie medialnej komunikacji zawsze ważniejszy jest odbiór przekazu niż sam przekaz.
Nie sądzę, że kierownictwu CBA tak rudymentarna wiedza o współczesnym świecie nie była znana. Jest przecież coś takiego jak pamięć instytucjonalna i sama zmiana kierownictwa tej instytucji nie pozwala sądzić, że w niepamięć poszły wszystkie wcześniejsze medialne doświadczenia tejże instytucji, przecież bogate.
A może jest tak, że służby specjalne w minionym okresie były wprawdzie niemal niewidoczne, ale łatwo było się przekonać, że istnieją, a teraz jest na odwrót – może dlatego tak chcą na siebie zwrócić uwagę, że w istocie niewiele mogą i dlatego z tego powodu cierpią?
Może... Ale odłóżmy takie psychologizowanie (swoją drogą amatorskie), bo ono nas do niczego konstruktywnego nie doprowadzi. Warto jednak cały czas poddawać refleksji miejsce służb specjalnych w strukturze organizacji państwa. Mam wątpliwości, czy wszystkie służby, jakimi dysponuje nasze państwo, mają rację bytu.
Jedno jest jednak pewne: nie są one od oceny orzeczniczej działalności sądownictwa i sędziów. Od kontroli sędziów, na razie, jest jeszcze na szczęście ktoś inny...