Podczas przesłuchania Sobiesiak tylko sporadycznie odpowiadał na pytania. Na przykład, gdy Beata Kempa chciała się dowiedzieć, czy ma on analizy wskazujące, iż dopłaty do gier na automatach będą rozwiązaniem niekorzystnym dla budżetu państwa (Sobiesiak wspominał o nich w swoim słowie wstępnym). Sobiesiak potwierdził, że je ma. Dopytywany nie chciał już jednak powiedzieć kto i na czyje zlecenie je przygotował. Pytania zbywał mówiąc: "Nie mam nic do dodania".

Reklama

Sobiesiak pośrednio przyznał, że mamy do czynienia z jakąś aferą. Bartosz Arłukowicz z Lewicy zapytał go, czy zamierza pomóc w wyjaśnieniu tzw. afery hazardowej. Biznesmen odparł, że tak, ale - jak zastrzegł - w prokuraturze lub na posiedzeniu zamkniętym komisji.

Wcześniej poseł Lewicy pytał o treść podsłuchanych przez CBA rozmów Sobiesiaka. Arłukowicz dopytywał, co biznesmen miał na myśli, gdy mówił "Trzeba wypier... panią dyrektor", kogo uważał za idiotę, gdy mówił: "Ten idiota podpisał rozporządzenie", o co chodziło, gdy mówił "Skur... bierze łapówy".

Sobiesiak zasłaniał się niepamięcią, ale w tę wymianę zdań włączył się szef komisji Mirosław Sekuła (PO), który zwrócił się do Arłukowicza, by ten "szerzej stosował kropki". Na to śledczy odparł mu, że "sam będzie podejmował decyzję o ilości kropek, które stawia w słowach".

Na pytanie, ile razy widział się z Grzegorzem Schetyną po tym, jak ten został ministrem i wicepremierem, odparł, że raz. Pytany, czy "Sławek" ze stenogramów podsłuchiwanych przez CBA rozmów to Sławomir Sykucki, były prezes Totalizatora Sportowego, odpowiedział: "możliwe".

Chciał utajnienia i je dostał







Biznesmen domagał się utajnienia przesłuchania. Muszę dbać o swoje dobre imię - argumentował Ryszard Sobiesiak, składając przez pełnomocnika wniosek o utajnienia obrad hazardowej komisji śledczej. "Nie ma takiej konieczności" - komentował na gorąco Zbigniew Wassermann w TVN24. Tego samego zdania byli inni posłowie komisji, bo wniosek odrzucili.

Jednak po serii odpowiedzi "nie pamiętam", "nie mam nic do dodania", "odmawiam odpowiedzi na to pytanie", biznesmen zdołał dopiął swego - komisja zdecydowała się kontynuować przesłuchanie na posiedzeniu zamkniętym.

Reklama

czytaj dalej



Mirosław Sekuła wyjaśnił, że fakt, iż jest ono zamknięte dla mediów nie oznacza, że jest ono tajne - już wcześniej szef komisji tłumaczył, że protokół i stenogram z takiego posiedzenia są jawne.

Reklama

Posłanka Beata Kempa powiedziała dziennikarzom, że przeciwko wnioskowi o kontynuowanie przesłuchania Sobiesiaka na posiedzeniu zamkniętym opowiedziała się ona, Zbigniew Wassermann i Bartosz Arłukowicz, natomiast posłowie PO oraz Franciszek Stefaniuk ten wniosek poparli.

Kempa oceniła tę decyzję jako polityczną i zupełnie niezrozumiałą. Według niej to posiedzenie "spokojnie" mogłoby się odbyć w trybie otwartym.

Sobiesiak atakuje

Na samym początku lobbysta zarzucił posłowi PiS stronniczość i formułowanie niekorzystnych ocen pod adresem świadka. Domagał się wykluczenia go z obrad. Poszło między innymi o słowo"kryminalista", którym Zbigniew Wassermann określił lobbystę z branży hazardowej.

Nikt jednak z posłów śledczych nie poparł tego wniosku. Zbigniew Wassermann został w składzie komisji.

Według materiałów CBA dotyczących przebiegu prac nad zmianami w ustawie o grach i zakładach wzajemnych to właśnie na rzecz Sobiesiaka i Jana Koska mieli lobbować politycy PO Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki. Zarówno Chlebowski jak i Drzewiecki, którzy zeznawali już przed komisją, zaprzeczyli temu.

Według CBA lobbowanie miało dotyczyć wykreślenia z projektu noweli ustawy hazardowej zapisów o dopłatach do gier na automatach, na czym budżet państwa mógł stracić ok. 500 mln złotych rocznie.

Były szef CBA Mariusz Kamiński zeznał przed komisją, że Biuro zaczęło rozpracowywać Sobiesiaka w lipcu 2008 r., a już 18 lipca 2008 r. pojawiły się pierwsze rozmowy biznesmena wskazujące na jego zainteresowanie projektem noweli ustawy hazardowej.





Według zeznań Kamińskiego Sobiesiak dowiedział się o zainteresowaniu Biura jego osobą pod koniec sierpnia 2009 roku w wyniku przecieku, którego ostatnim ogniwem był Marcin Rosół (współpracownik ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego). Kamiński przedstawił wersję, według której Rosół powiedział o akcji CBA córce Sobiesiaka, Magdalenie podczas spotkania 24 sierpnia 2009 roku. Według zeznań Kamińskiego po spotkaniu z Rosołem Magdalena Sobiesiak wycofała się też z ubiegania się o stanowisko członka zarządu Totalizatora Sportowego.