Jarosław Kaczyński w rozmowie z "Gazetą Polską" szczegółowo ujawnia, co robił 13 grudnia 1981 roku. O stanie wojennym dowiedział się w kościele św. Stanisława Kostki dokąd udał się na mszę.

Reklama

Szedłem z domu bocznymi ulicami i nie widziałem żołnierzy - opowiada Kaczyński.

Następnie późniejszy lider PiS trafił przed Hutę Warszawa i na prośbę strajkujących szukał po mieście Lecha Wałęsy, który rzekomo tego dnia być w Warszawie. Potem Kaczyński udał się do siedziby PAN, w którym pracowała jego mama Jadwiga. Popędziłem tam, milicja blokowała wejście, ale idąc pewnie, przeszedłem między nimi i wszedłem do środka - opowiada.

Przypomina on, że strajk, który trwał w Instytucie został później spacyfikowany, a wśród zatrzymanych był m.in... Piotr Gliński.

Kaczyński wyjaśnia, że mimo, iż został później zatrzymany, to ostatecznie go nie internowano.

Dowiedziałem się od rodziców, że była po mnie ekipa z SB. No i następnego dnia mnie zwinęli. Byłem spakowany i przygotowany na ucieczkę, czekałem z wyjściem z domu, aż skończy się godzina policyjna. Zjawili się jednak przed 6 rano i zabrali do MSW. Pamiętam, że zawieźli mnie na wysokie piętro i jakiś facet dość uprzejmie próbował mnie przesłuchać - opowiada lider PiS.

Dodaje, że wieczorem został wypuszczony.

Reklama

(...) I było to dla mnie bardzo niemiłym zaskoczeniem. Nie ukrywam, że nieprzyjemnym, bo przecież działałem cały czas. Uważałem zresztą, że jestem w sytuacji dużo gorszej niż internowani. Miałem absolutny imperatyw, że muszę działać, i sądziłem, że w efekcie pójdę siedzieć, co było gorsze od internowania- mówi Kaczyński.

Później zacząłem natychmiast działać i mam dla niedowiarków nawet dowody sądowe, bo w tej sprawie miałem proces z Jerzym Urbanem. Działałem trochę w MRKS i dalej w "Głosie". Szybko został ściągnięty Ludwik Dorn, którego ukryłem. Kontynuowaliśmy działalność związkową, czyli w naszym przypadku Ośrodka Badań Społecznych - dodaje.

Kaczyński w rozmowie z "Gazetą Polską" odnosi się także do zarzutów, że marsz 13 grudnia organizowany przez PiS to zawłaszczanie rocznicy.

Jest czymś naturalnym i oczywistym, że w demokratycznym kraju się demonstruje. 13 grudnia to ważna rocznica, ale także dobry moment, w którym można głośno powiedzieć o aktualnych sprawach. O tym, że mamy poważny problem z polską wolnością. Ci, którzy rządzą, najwyraźniej nie potrafią sobie radzić w kraju, gdzie jest wolność, i na różne sposoby starają się ją ograniczyć - mówi Jarosław Kaczyński.

Lider PiS odpowiedział też Donaldowi Tuskowi, który mówił, że 13 grudnia był przed Stocznią Gdańską i nie widział tam wtedy tych, co teraz chcą maszerować.

Kaczyński ripostuje, że nie słyszał, by Tusk był później w Stoczni i protestował przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego.

(...) Ani żeby był wśród tych, którzy uciekli przed internowaniem i przeszli do podziemia, tak jak Bogdan Borusewicz. Myślę, że lepiej, by pod względem odwagi i zaangażowania w podziemie lider PO się nie ścigał. Niewątpliwie przejawiał jakąś aktywność, ale jego próby przedstawiania się jako bohatera raczej są niefortunne - stwierdził lider PiS i przypomniał, że był w opozycji był od powstania KOR.

W rozmowie z "Gazetą Polską" Kaczyński skomentował także słowa wojskowych prokuratorów, którzy przyznali, że na wraku tupolewa wykryto cząsteczki trotylu. Znów padły słowa o zamachu.

Gdy okazuje się, że tam odkryto, przy pomocy precyzyjnych urządzeń, ślady trotylu, to jest to bardzo daleko idące potwierdzenie, że mógł być to zamach, czyli niesamowita zbrodnia. Nikt nie ma prawa tego kwestionować. Zabicie 96 obywateli Polski na czele z prezydentem jest straszliwą zbrodnią - stwierdził prezes PiS.

Jednocześnie wyjaśnił, co miał na myśli wysuwając oskarżenia pod adresem rządu Donalda Tuska.

Gabinet Tuska obciążyłem nie za zamach, lecz za mataczenie, i to podtrzymuję. Przez te 28 miesięcy to było jedno wielkie matactwo. Nie żałuję w żadnym wypadku tych słów - powiedział Kaczyński.