Kilkudziesięciu strażaków, we wtorek, do późnych godzin nocnych, zmagało się z pożarem hektara lasu w Woli Jabłonnej pod Grodziskiem Wielkopolskim. "Akcja zakończyła się w środę o pierwszej w nocy. To było oczywiste podpalenie. Ogień został wzniecony w pięciu miejscach. Rano jeszcze trwało dogaszanie" - relacjonuje kpt. Dariusz Kapustka z grodziskiej straży pożarnej. "Podejrzewamy, że uaktywnił się podpalacz, który tu w okolicy wznieca pożary lasów już od pięciu lat. Szczerze mówiąc, wszyscy mamy już tego dość i jesteśmy bardzo zmęczeni".

Mieszkańcy mówią, że wsie Kąkolewo, Jabłonna i Wola Jabłonna to lokalny "trójkąt bermudzki". Te miejscowości od kilku lat gnębi podpalacz. Piroman jest nieuchwytny dla policji. Teraz na wszystkich padł blady strach.

"Nie wiadomo, kto to może robić. Kiedyś jeden z mieszkańców okolicy najpierw sam podpalił swoje gospodarstwo, a potem dopiero zaczął podpalać inne. Nikt go nie podejrzewał, bo najpierw spłonęły jego budynki" - mówią mieszkańcy Kąkolewa, Jabłonnej i Woli Jabłonnej. Ze strachu nie chcą podawać nazwisk. "Teraz może być tak samo. A do tego nikt nie powie, kogo podejrzewa, bo jak się okaże, że to nie ten piroman, to nam może jeszcze ktoś chałupę spali za donosy" - dodają jedynie.

Do tej pory z winy podpalacza spłonęło 60 hektarów lasów. Straty wyniosły prawie pół miliona złotych. "Wyznaczyliśmy nagrodę 10 tys. zł dla osoby, która pomoże go złapać, ale zupełnie nikt się nie zgłosił. Na wsiach panuje zmowa milczenia. Nawet jak ktoś wie, to boi się powiedzieć" - mówi Małgorzata Janecka-Kiełczyńska, zastępczyni grodziskiego nadleśniczego. "Jesteśmy psychicznie wykończeni".

Leśnicy jeszcze na początku tego roku mieli nadzieję, że podpalacz się uspokoił. "Wcześniej podpalał lasy nawet w zimie. W tym roku nic nie spłonęło. Myśleliśmy, że sobie odpuścił. Jak się okazało, tylko do wtorku" - dodaje Janecka-Kiełczyńska.

Sprawcy od pięciu lat szukają leśnicy oraz policja. Nic nie pomaga. Plany akcji, zasadzki, patrolowanie terenu są nieskuteczne. "Robimy wszystko, co możemy. Krąg podejrzanych też mieliśmy, ale nikomu nic nie udało się udowodnić. Najlepiej złapać podpalacza na gorącym uczynku. Inaczej każdy może powiedzieć, że szedł na grzyby albo na spacer" - podkreśla Wojtek Ratajczak, rzecznik grodziskich policjantów. "Wiadomo, że nie ma reguły. Czasem podpalacz wznieca pożary rano, czasem w południe. W różne dni tygodnia. Nie sposób go namierzyć".

"To musi być ktoś, kto świetnie zna okolicę, lasy, boczne dróżki i wie, jak uciekać. Pewnie nieraz się przyglądał, jak jechała straż pożarna gasić ogień" - zaznacza kpt. Dariusz Kapustka.











Reklama