Na zdjęciu z akcji gaszenia płonącego domu fotoreporter "Faktu" uwiecznił podpalacza. Młodzieniec z Żegrówka podkładał ogień pod dom własnych rodziców tylko po to, by oglądać, jak z żywiołem poradzą sobie strażacy. Nie odstępował ich nawet o krok.
Mieszkańcy Żegrówka (woj. wielkopolskie) żyli w ogromnym strachu. Co kilka dni przez wieś przetaczały się wozy strażackie, by gasić ogień. "To dla nas ogromna tragedia" - mówiła wtedy gospodyni, której budynki trawił ogień. W najczarniejszych snach nie przypuszczała jednak, że podpalaczem jest jej syn - pisze "Fakt".
To właśnie on pierwszy podniósł alarm. Podczas akcji był bardzo aktywny. Biegał wokół strażaków i słuchał ich. Policjanci prowadzący śledztwo także to zauważyli i wzięli na długie przesłuchanie. Przycisnęli go do muru i młodzieniec się przyznał do czterech podpaleń swojego gospodarstwa. Nie umiał jednak wytłumaczyć motywów.
"Nie wiem sam, co o tym myśleć" - mówi "Faktowi" Henryk Skorupiński, sołtys wsi. "Teraz nie mają niczego. Można tylko modlić się nad losem tej rodziny" - dodaje.
Prokurator postawił piromanowi zarzut umyślnego podpalenia i spowodowania strat na 60 tysięcy złotych.