Ostatnie katastrofy polskich autokarów we Francji wywołały falę dyskusji na temat zwiększenia bezpieczeństwa na drogach. W debatę włączyli się także internauci, którzy zamiast narzekać, zaczęli rozsyłać do siebie e-maile propagujące ideę ICE - czyli numeru, dzięki któremu służby ratownicze i lekarze bdą mogli szybko skontaktować się z krewnymi ofiar. A pomysł, który może uratować ludzkie życie, jest genialny w swej prostocie.
Dziś prawie wszyscy nosimy przy sobie telefony komórkowe. Jednak problem w tym, że zwłaszcza dla obcokrajowca odnalezienie namiarów właściwej osoby wśród zakodowanych w telefonie numerów graniczy z cudem. "Jeśli cudzoziemiec ulega wypadkowi czy traci przytomność, bardzo trudno jest nam skontaktować się z jego rodziną, nawet gdy ta osoba ma przy sobie telefon komórkowy. Lista numerów jest przecież niezwykle długa, a nazwy kompletnie niezrozumiałe" - przyznaje Adam Higson z zespołu prasowego policji w Manchesterze.
Dlatego Międzynarodowy Czerwony Krzyż na całym świecie apeluje do wszystkich o podjęcie prostych działań, które pomogą szybko uzyskać informacje o pacjencie. Wybierzmy jedną bądź kilka osób, które nas dobrze znają, i oznaczmy je skrótami: ICE1, ICE2 czy też ICE3. Będą to pierwsi ludzie, do których zadzwonią lekarze lub policja, gdy stanie się nam coś złego.
"Wprawdzie w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia priorytetem jest utrzymanie czynności oddechowych czy akcji serca i nie ma wtedy czasu na wykonanie do bliskiej osoby telefonu z pytaniami, kontakt ten jednak bardzo się przyda podczas samego leczenia" - mówi DZIENNIKOWI dr Marek Niemirski, koordynator zespołów ratownictwa medycznego Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Warszawie.
Przyznaje mu rację dr Jacek Orski, zastępca ordynatora Kliniki Chorób Wewnętrznych i Geriatrii w Krakowie, na którego oddział codziennie trafiają ofiary wypadków. "Kontakt ICE jest szczególnie potrzebny, gdy mamy do czynienia z osobą nieprzytomną, otępioną umysłowo lub pod wpływem alkoholu czy narkotyków. Gdy taki pacjent trafia na oddział, nie wiemy o nim nic, a pewne informacje są do leczenia niezbędne jakie przebył choroby, zażywał leki, czy był kiedyś hospitalizowany. To dla nasz szalenie ważne" - wyjaśnia lekarz.
Zdaniem Krzysztofa Kędzierskiego z Polskiego Czerwonego Krzyża sprawa ma także drugie dno - w ten sposób oszczędzamy dodatkowego stresu rodzinie."Bliscy wolą nawet najgorszą wiadomość niż jej brak. Dzięki temu nie są zmuszeni do wydzwaniania po konsulatach, posterunkach policji czy szpitalach i żebrania o informacje" - mówi.
Do końca życia nie zapomni uczucia bezsilności i oczekiwania na jakiekolwiek wieści o synu Dorota Olecka z Gdyni. W ubiegłym roku 20-letni Karol podczas wakacji we Włoszech uległ wypadkowi. "Przez dwa dni nie mogłam się z nim skontaktować, nikt mnie nie zawiadomił, co się stało. Wydzwaniałam wszędzie, gdzie się tylko dało. Na szczęście nic nie zagrażało jego życiu, ale to był koszmar" - mówi drżącym głosem kobieta. Gdyby Karol miał taki numer w komórce, może udałoby się tego wszystkiego uniknąć.
Jednak, choć akcja „ICE” trwa już na całym świecie od 2005 roku, a w USA została niedawno wsparta przez Departament Zdrowia, który przygotowuje nawet specjalne naklejki na telefon informujące, że w aparacie zapisany jest kontakt ICE, w Polsce nadal niewiele osób o niej słyszało.
"Nie miałam o tym pojęcia. To naprawdę dobry pomysł, zaraz sobie wpiszę taki numer do komórki i powiem o tym wszystkim znajomym" - mówi DZIENNIKOWI 23-letnia Ewelina Weber, studentka lingwistyki z Warszawy.