Jeden z nich dobiegł, możliwie blisko i prawie z przyłożenia strzelił w głowę, ale nie trafił dobrze, rozerwał ucho i skroń, mama upadła nieprzytomna, a ja się wykulałem - opowiadał Hermaszewski, który miał wtedy zaledwie 18 miesięcy.

Jego matka - jak mówił - znalazła schronienie w sąsiedniej wisi, gdzie znajome Ukrainki opatrzyły jej ranę i nakarmiły. - Dopiero tam zrozumiała, że coś się stało, bo była w szoku. Kiedy uciekała, zapomniała o dziecku. Strasznie rozpaczała, ale mój tata odnalazł mnie na drugi dzień, choć myślał, że nie żyję - opowiadał Hermaszewski.

Reklama

Dziadek Hermaszewskiego gdy zginął miał 90 lat. Z całej rodziny zamordowano 18 osób. - Jednej nocy w naszej wsi wymordowano 182 osoby. Mój dziadek zginął od uderzenia siedem razy w głowę bagnetem - mówił były kosmonauta.