Na szczycie NATO w Walii zdecydowano o powołaniu tzw. szpicy NATO, czyli sił błyskawicznego reagowania. Sojusz będzie też aktywnie powstrzymywać dżihadystów z Państwa Islamskiego oraz pomoże finansowo Ukrainie (chodzi o kwotę 15 mln euro).

Nie szybko, a natychmiast

Szpicę NATO ma stanowić 5 tys. żołnierzy, którzy będą zdolni do działania w ciągu dwóch do pięciu dni od otrzymania rozkazu. W skład kontyngentu na pewno wejdą żołnierze Stanów Zjednoczonych, z dużym prawdopodobieństwem także Brytyjczycy i Francuzi. Jak stwierdził brytyjski premier David Cameron, dowództwo tych sił powinno się znaleźć w Polsce. – Trudno było oczekiwać, że ta jednostka powstanie gdzie indziej. Polska jest liderem militarnym i częściowo politycznym regionu – stwierdza Mariusz Cielma, redaktor naczelny portalu DziennikZbrojny.pl. – Szpica to reforma tego, co funkcjonuje obecnie. W NATO mamy siły odpowiedzi, które funkcjonują od 11 lat i jest ich ok. 20 tys. W tych siłach jest 13 tys. żołnierzy sił szybkiego reagowania, ale one są w Teksasie. Teraz mają powstać siły natychmiastowego reagowania, w skład których wejdą wojska ciężkie, specjalne oraz elementy lotnicze i morskie – dodaje analityk.
Podstawowa różnica jest jednak taka, że dotychczas o użyciu tych sił decydowali wspólnie przedstawiciele 28 krajów. A wojska były wykorzystywane np. do zabezpieczenia olimpiady w Atenach czy pomagały ofiarom trzęsienia ziemi w Pakistanie. Teraz o wykorzystaniu tych kilku tysięcy żołnierzy natychmiastowego reagowania decydował będzie głównodowodzący sił NATO, którym obecnie jest głównodowodzący sił amerykańskich w Europie gen. Philip Breedlove. Decyzje przejdą z rąk polityków kilkudziesięciu krajów o różnych interesach politycznych w ręce generała kraju, który przed użyciem siły się nie waha.
Reklama

Bezpieczniej i groźniej

Fakt, że w Polsce powstaną także bazy tych sił, w których magazynowane będą paliwo, amunicja czy sprzęt, pozwoli w krótkim czasie na przerzucenie większych oddziałów. One od razu będą miały zaplecze, tak więc będą zdolne do natychmiastowego działania – wskazuje Wojciech Lorenz, analityk ds. bezpieczeństwa w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.
To, że będą tu bazy, ma także znaczenie prestiżowe. Osobiście nigdy nie byłem zwolennikiem jakichkolwiek obcych baz wojskowych w Polsce. Ale przyjmuję argumenty tych, którzy twierdzą, że to może zwiększać nasze bezpieczeństwo – stwierdza profesor Piotr Balcerowicz, analityk międzynarodowy. – Będą one też miały wymiar ekonomiczny, z którego będzie korzystała ludność lokalna. Ale to oczywiście rodzi też potencjalne konflikty i utarczki z obcymi żołnierzami – dodaje.
Z drugiej strony takie bazy w przypadku konfliktu są naturalnym celem, w który uderzają obce wojska. Co istotne, nie jest to stała obecność wojskowa. – NATO wciąż zostawiło sobie możliwość stworzenia tego typu baz w Europie Środkowo-Wschodniej. Chodzi o to, by mieć możliwość odpowiedzi Rosji. By mieć środek nacisku, a nie puste słowa – komentuje Wojciech Lorenz.
Drugą ważną kwestią poruszoną w Walii jest zaangażowanie przeciw ekstremistom z Państwa Islamskiego. Choć Polska jeszcze oficjalnie nie zadeklarowała swojego udziału w działaniach na północy Iraku, to oczekiwania sojuszników, szczególnie Amerykanów i Brytyjczyków, mogą zaważyć na tym, że w ten konflikt się zaangażujemy. Gdyby do tego doszło, prawdopodobnie dojdzie do użycia żołnierzy sił specjalnych, którzy mają doświadczenie z misji w Iraku. Być może także samolotów transportowych. – Wysłanie samolotów F-16 wymagałoby dużej odwagi politycznej – mówi Mariusz Cielma.

Dżihad nie nad Wisłą

Czy polskie zaangażowanie w Iraku może zwiększyć zagrożenie atakami terrorystycznymi nad Wisłą? – To nie będzie miało większego znaczenia dla faktycznego bezpieczeństwa w Polsce. By doszło do zamachu, musiałaby powstać komórka terrorystyczna. Ku temu są potrzebne społeczne warunki: mniejszość muzułmańska, wśród której jest np. dużo bezrobotnych – ocenia Piotr Balcerowicz. Dodaje, że tego typu ryzyko istnieje w Wielkiej Brytanii (liczna mniejszość Pakistańczyków), we Francji (Arabowie) czy w Niemczech (Turcy). – W naszym kraju takiego podkładu społecznego nie ma, a muzułmańska społeczność Tatarów jest doskonale zasymilowana – dodaje Balcerowicz. Jego zdaniem pojawienie się Państwa Islamskiego jest najpoważniejszym zagrożeniem dla bezpieczeństwa od końca drugiej wojny światowej. – Ich organizacja ma ogromny potencjał propagandowy, militarny i gospodarczy. Oni mogą się rozwijać. Dopuszczenie do ich rozwoju może oznaczać przyzwolenie na zwiększenie zagrożenia w Polsce.
Większe zagrożenie widzi były funkcjonariusz Agencji Wywiadu Michał Hola. – Każde zaangażowanie polskich sił może nieść ze sobą w konsekwencji wzrost poziomu zagrożenia terrorystycznego. Tak samo było z misjami w Iraku i Afganistanie. Kiedyś faktycznie nie było u nas zaplecza dla muzułmańskich terrorystów. Ale teraz w dużych miastach jest coraz więcej cudzoziemców z krajów islamskich – stwierdza ekspert.
Na pewno zagrożenie w Polsce jest mniejsze niż w Wielkiej Brytanii czy Norwegii. Wiadomo, że wśród ochotników armii Państwa Islamskiego jest co najmniej kilkuset bojowników z tych krajów. O to, czy są wśród nich Polacy, dowiadywaliśmy się w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. – Sytuacja dotycząca obywateli RP i innych krajów UE udających się na Bliski Wschód, by wziąć udział w walkach, jest na bieżąco monitorowana – odpowiada ppłk Maciej Karczyński, rzecznik ABW. – Każda pojawiająca się informacja o osobie mogącej przebywać na terenie tych państw, a związanej z Polską, jest na bieżąco weryfikowana. Na chwilę obecną nie ma potwierdzonych danych o Polakach biorących udział w walkach na Bliskim Wschodzie.