Pierwsze spotkanie członków komisji napotkało na pewne trudności organizacyjne, dlatego jej członkowie nie zdążyli jeszcze wystąpić z żadnymi wnioskami ani też podjąć jakichkolwiek decyzji. - Otrzymali po teczce z materiałami na temat sprawy i będą się z nią zapoznawać - mówi w rozmowie z dziennik.pl sędzia Waldemar Żurek, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa. Przyznał, że zapewne jeszcze w tym tygodniu komisja zbierze się po raz kolejny. Zapowiedział jednocześnie, że nie da się oszacować, kiedy sędziowie zakończą swą pracę, jednak wiadomo, że jej rezultat będzie jawny.

Reklama

O co chodzi w sprawie sędziego Łączewskiego?

O sprawie stało się głośno, gdy wyszło na jaw, że pod koniec stycznia Kulisy24 dotarły do zapisu rozmowy na Twitterze między pewnym znanym sędzią a internautą, który podszył się pod jednego z najważniejszych uczestników życia publicznego. Według "Gazety Warszawskiej", tym pierwszym był sędzia Wojciech Łączewski, który między innymi skazał nieprawomocnie Mariusza Kamińskiego za aferę gruntową, a tą drugą - osoba podszywająca się pod Tomasza Lisa.

W opublikowanej wymianie zdań z Twittera sędzia ma sugerować, że sędzia Łączewski - jako użytkownik "Marek Matusiak" - sugeruje fałszywemu Tomaszowi Lisowi zmianę strategii krytyki nowej władzy. Proponuje akcję uświadamiającą co, jak i z czego wynika w przepisach. Ja mogę się spotkać i to zorganizować odpowiednio - dodaje. W jednym z kolejnych wpisów przedstawia się z imienia i nazwiska i aby siebie uwiarygodnić w oczach rozmówcy, robi sobie zdjęcie i podaje ulicę, na której mieszka.

Reklama

Wojciech Łączewski zareagował na publikację "Gazety Warszawskiej" zawiadomieniem do prokuratury. Sędzia sugeruje, że ktoś włamał się do jego osobistego komputera. Zawiadomienie do prokuratury w Warszawie wpłynęło 10 lutego. Dziś Radio ZET informuje, że wszczęte zostało śledztwo w sprawie podszywania się pod Wojciecha Łączewskiego na jednym z serwisów społecznościowych.

Michał Majewski poinformował na Twitterze, że jego redakcja nadal nie podaje danych sędziego. Kwestionuje jednak argumentację sędziego Łączewskiego: Tłumaczenia (jeśli się pojawią) nie wytrzymują próby. Sędzia bowiem przyszedł na umówione spotkanie o określonej godzinie na jednym z warszawskich osiedli pod adres wskazany przez internautę. Zapowiada, że w razie potrzeby potwierdzi to w sądzie lub prokuraturze.

Reklama