Specjalna komisja została powołana przez Krajową Radę Sądownictwa. Śledztwo w tej sprawie wszczęła również stołeczna prokuratura.
- Trzyosobowe gremium uznało, że ma za mało instrumentów do zbierana danych – tak decyzję o przekazaniu sprawy tłumaczy w rozmowie z dziennik.pl Waldemar Żurek. I dodaje: - Jaki inni moglibyśmy zrobić krok? Też musimy się poruszać w granicach prawa, więc myślę, że to i tak jest dużo. Prokuratura działa swoim trybem. Rzecznik dyscyplinarny też; od momentu podjęcia decyzji przez radę są już wyznaczone czynności.
Decyzja o przekazaniu sprawy rzecznikowi dyscyplinarnemu zapadła już na pierwszym spotkaniu komisji i jeszcze tego samego dnia została zaakceptowana przez Krajową Radę Sądownictwa.
O tym, kiedy sprawa się zakończy, trudno na obecnym etapie wyrokować. Koncepcje są dwie. Pierwsza zakłada, że rzecznik będzie mieć na tyle dowodów, żeby przesądzić o niewinności/winie sędziego i skierować sprawę z wnioskiem o ukaranie go do sądu dyscyplinarnego; w tym wypadku sądem dyscyplinarnym pierwszej instancji jest Sąd Apelacyjny w Warszawie, a drugiej – Sąd Najwyższy. Albo uzna, że poczeka na decyzję prokuratury, by nie dublować czynności, które ta już podjęła.
- Ostatecznie decyzje mogą być dwie: albo oskarżenie kogoś, kto sędziemu zhakował komputer, albo powiedzenie: Panie sędzio, pan zgłosił fałszywe zawiadomienie i to pan jest w tym wszystkim winny, bo mamy ekspertyzy biegłych, które to potwierdzają. Na razie trzeba czekać – dopowiada rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa.
Znany sędzia a uczestnik życia publicznego
O sprawie sędziego Łączewskiego zrobiło się głośno, kiedy Kulisy24 dotarły do zapisu rozmowy na Twitterze między "pewnym znanym sędzią" a internautą, który podszył się pod "jednego z najważniejszych uczestników życia publicznego". Pierwszym z nich miał być sędzia Wojciech Łączewski, drugim – osoba podszywająca się pod Tomasza Lisa - pisała "Gazeta Warszawska". I ujawniała szczegóły: sędzia – jako użytkownik "Marek Matusik" – napisał do Tomasza Lisa z sugestią, że ten powinien zmienić strategię w sprawie ataków na PiS. Sęk w tym, że wiadomość nie trafiła do dziennikarza, ale do osoby, która się pod niego podszywała – została wysłana nie na oficjalne, ale na fałszywe konto Tomasza Lisa.
Sędzia Łączewski złożył zawiadomienie do prokuratury, z kolei Michał Majewski z serwisu Kulisy24 poinformował na Twitterze, że jego redakcja nadal nie podaje danych sędziego. Zbił także argumenty sędziego Łączewskiego: Tłumaczenia (jeśli się pojawią) nie wytrzymują próby. Sędzia bowiem przyszedł na umówione spotkanie o określonej godzinie na jednym z warszawskich osiedli pod adres wskazany przez internautę. Zapowiada, że w razie potrzeby potwierdzi to w sądzie lub prokuraturze.
Kim jest sędzia Łączewski?
Ma 39 lat i jest jednym z najbardziej znanych sędziów w Polsce. I to nie dlatego, że pochodzi z rodziny sędziowskiej, ale dlatego, że decydował w trzech głośnych sprawach ostatnich lat. Kibiców za antysemickie przyśpiewki na stadionie skazał na prace społeczne a także obowiązkowe obejrzenie filmu "Cud purymowy" (film Izabeli Cywińskiej o rodzinie antysemitów, która dowiaduje się o swym żydowskim pochodzeniu), nakazał ponowne śledztwo w umorzonym tzw. wątku cywilnym śledztwa smoleńskiego (badano odpowiedzialność urzędników za organizację wizyty prezydenta w Katyniu) i skazał na trzy lata bezwzględnego więzienia byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego za nadużycia władzy podczas prowokacji wymierzonej w Andrzeja Leppera.