Doniesienia o problemie z wydawaniem Polakom dowodów usłyszeliśmy w kilku niezależnych od siebie źródłach. Nasi informatorzy są zgodni: chodzi o około 37 tys. zamówionych przez rząd dowodów osobistych. Wskutek błędu w państwowych rejestrach naniesiono na nie złe numery seryjne.

Reklama

Sytuacja już zdążyła napsuć krwi niektórym obywatelom. Z jednym takim przypadkiem miał do czynienia poseł Jerzy Polaczek (PiS), do którego z prośbą o pomoc zgłosiło się małżeństwo z Piekar Śląskich. Para wykupiła wakacje last minute i zorientowała się, że musi wymienić dowody osobiste, gdyż stare wkrótce miały stracić ważność. Do urzędu zgłosiła się pod koniec czerwca. – Najpierw usłyszeli, że otrzymają dokumenty w ciągu półtora tygodnia. Ale potem dowiedzieli się, że wskutek błędu w systemie będzie kłopot z szybkim wyrobieniem nowych dokumentów. W tej sytuacji opłacony już wyjazd stanął pod dużym znakiem zapytania – opowiada nam poseł.

Problem potwierdzają urzędnicy z Piekar Śląskich. – Małżeństwo miało pecha, bo wszystkie pozostałe serie dowodów wydawane były na bieżąco – zauważa Bogusława Anioł z urzędu miasta. Jak dodaje, o problemie gmina poinformowała resort spraw wewnętrznych. Na szczęście małżeństwu udało się w ostatniej chwili odebrać prawidłowo numerowane dokumenty. Ale nie wszystkim fortuna tak sprzyjała. Kolejny z rozmówców opowiada nam, że wskutek analogicznej sytuacji akredytacji na ostatni szczyt NATO w Warszawie nie otrzymał jeden z dziennikarzy. – Nie wyrobiono mu na czas dowodu osobistego, nie miał więc jak potwierdzić swojej tożsamości – mówi.

Szczęście w nieszczęściu

Zamieszaniu jest winna niezgodność w Systemie Rejestrów Państwowych, do którego podłączone są wszystkie gminy wydające dowody osobiste – dowiadujemy się od źródeł. Potwierdza to MSWiA. Zapewnia jednak, że mimo iż część feralnej partii dowodów trzeba było wycofać, sytuacja wraca do normy. - Pod koniec czerwca w procesie personalizacji dowodów osobistych MSWiA zdiagnozowało problem techniczny, który dotyczył jednej z kolejnych serii dokumentów. W wyniku sprawdzeń ustalono że, w latach 50. wydawano książeczkowe dowody osobiste z tym samym znacznikiem (numerem dowodu – red.). Mimo że dokumenty te ustawowo unieważniono 31 marca 2008 r. dla bezpieczeństwa, do czasu przeprowadzenia stosownych analiz związanych z funkcjonowaniem systemu dowodowego, podjęto decyzję o wycofaniu 363 sztuk spersonalizowanych uprzednio dokumentów – informuje resort.

Reklama

Dlaczego nieoficjalnie mowa o 37 tys. problematycznych dowodów, a resort informuje tylko o kilkuset wycofanych z obiegu? Zdaniem naszych informatorów to efekt podjętych po cichu prób opanowania bałaganu przez urzędników z Centrum Personalizacji Dokumentów MSWiA (CPD), zanim sytuacja zdołała wymknąć się spod kontroli. – Z tego, co wiem, CPD zamówiło kilka serii dowodów. Potem okazało się, że spośród nich około 37 tys. sztuk miało zdublowane numery seryjne. Zanim urzędnicy doszli do źródła problemu, zdążono nanieść dane obywateli na 363 blankiety, które potem trzeba było unieważnić. Paraliż trwał co najmniej kilkanaście dni – twierdzi jeden z naszych rozmówców.

Urzędnicy nie chcą odpowiedzieć, jakim cudem udało się uniknąć blamażu na większą skalę. Wśród krążących wersji pojawia się hipoteza, że w Systemie Rejestrów Państwowych unieważniono stare numery seryjne, które powielały się z nowymi dowodami. Osoby znające architekturę SRP zapewniają nas, że istnieje możliwość, by taki zabieg przeprowadzić, i to bez większego rozgłosu.

Błędy krytyczne

Ale nie wszyscy wierzą w taką możliwość. – Moim zdaniem to by groziło wkroczeniem ABW, bo nie można ot tak grzebać sobie w państwowych rejestrach. Skłaniałbym się ku wersji, że rząd zdążył w jakiś sposób nałożyć nowe numery na zamówione w Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych dowody. A jeśli okazało się to niemożliwe, zamówiono nową partię z dobrymi numerami – przekonuje inny rozmówca.

MSWiA szacuje, że koszty związane z wycofaniem 363 dowodów to około 6 tys. zł. Można więc założyć, że gdyby trzeba było wycofać te całe 37 tys., kwota byłaby ponadstukrotnie wyższa.

To nie pierwszy raz, gdy rządowy rejestr, wdrożony w Polsce w marcu 2015 r., płata figle urzędnikom. Zdarzały się sytuacje, że SRP sam usuwał aktualny adres zameldowania osoby z rejestru mieszkańców (co rodzi komplikacje np. przy generowaniu spisu wyborców). Były też przypadki, gdy system nieprawidłowo przetwarzał dane wpisane do rejestru stanu cywilnego i tworzył dokumenty (np. odpisy aktów stanu cywilnego) zawierające błędy.

Centralnemu Ośrodkowi Informatyki (COI) udało się już wyeliminować wiele nieprawidłowości w funkcjonowaniu systemu. Ale to nie znaczy, że można odetchnąć z ulgą. W rejestrze doliczono się niedawno jeszcze około 350 błędów, z czego 200 określono mianem krytycznych.

Obecnie najtrudniejsza sytuacja jest w urzędach stanu cywilnego, które również są podpięte do SRP. Niedawno Ministerstwo Cyfryzacji ogłosiło plan naprawczy, który ma sprawić, że już nie będziemy musieli czekać na wydanie odpisu aktu kilku tygodni, zamiast najwyżej kilku dni. Dobrą zmianę obywatele powinni odczuć jesienią.