Pamiętacie noc z 15 na 16 lipca? To był piątek. Świat obiegła informacja, że w Turcji trwa zamach stanu. Po kilku godzinach okazało się, że nieudany. Było ponad 300 zabitych, prawie półtora tysiąca rannych, ponad 100 tys. zwolnionych z pracy, 38 tys. aresztowanych i tysiące uciekinierów. A prezydent Recep Erdogan twierdził, że za zamachem stoi Fethullah Gülen, duchowny, od 1999 r. mieszkający w USA, którego idee demokracji, wolności, praw człowieka i tolerancji religijnej miały w Turcji wielu zwolenników (o sytuacji w Turcji po puczu pisaliśmy w Magazynach DGP 141/2016 i 165/2016 – red.).

Reklama

Dowiedzieliśmy się, że nasz majątek przechodzi na własność państwa. Wszystko. Fabryka, samochody, busy, ciężarówki. A ponad setce pracowników przekazali, że tracą pracę. Sąsiadów poinformowali, że jesteśmy terrorystami, że organizowaliśmy pucz. W tym czasie też okazało się, że konta bankowe są zamrożone - opowiada mi Aisza. Młoda, elegancka kobieta, skrywająca włosy pod kolorową chustą. W Warszawie jest z dziećmi. Kiedy pytam o jej męża, odwraca głowę. Nie ma go z nami. Nie mogę pani powiedzieć, gdzie jest. Ukrywa się. Nie ma paszportu, zabrali mu. Nie, nie w Turcji. W kraju, który nie jest w Unii Europejskiej - mówi.

Kup w kiosku lub w wersji cyfrowej

Reklama