36-letnia Kamisa D. trafiła do szpitala w Ustrzykach Dolnych. Leży, tuląc w ramionach swego synka, Magometa. Jeszcze nie dociera do niej ogrom tragedii. Jeszcze pewnie nie dopuszcza do siebie myśli, że stało się najgorsze... Dopiero kiedy Czeczenka odzyska siły, będzie można ją przesłuchać. I dowiedzieć się o gehennie, jaką przeżyła. Może zdradzi, kto powiedział jej, że do Polski z Ukrainy da się przedrzeć przez najwyższe pasmo w Bieszczadach. Ten ktoś nie ujawnił też pewnie Czeczence, jak niskie temperatury panują teraz w polskich górach - czytamy w "Fakcie".

Reklama

"Kobieta znajdowała się w stanie skrajnego wyczerpania. Gdy zatrzymali ją wysoko w górach strażnicy graniczni, na migi pokazała, że błądzi aż cztery dni i szuka pomocy. Wyjaśniła też, gdzie zostawiła trójkę swych córeczek. Ich przykryte liśćmi paproci ciała znaleziono w piątek tuż po północy. Dokładnie przy słupie granicznym nr 82 w pobliżu miejscowości Wołosate, w masywie Wołczego Berda. Na wzniesieniu o wysokości 1163 m n.p.m" - mówi "Faktowi" kpt. Elżbieta Pikor, rzeczniczka prasowa Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej. "Jej dzieci miały letnie ubranka, jedno było nawet bez butów" - dodaje. I ujawnia, że zmarłe dzieci to: 13-letnia Xaea, 10-letnia Ceda i 6-letnia Elina.

"Najwcześniej w sobotę, lekarze zezwolą śledczym na rozmowę z nią" - ujawnia "Faktowi" szef prokuratury w Lesku, Zygmunt Słabik. Czy 36-letnia matka mogła uchronić swoje pociechy przed śmiercią? To pytanie zadają sobie teraz Polacy. Jedno jest pewne: śmierć czyhała też na nią w Czeczenii, skąd uciekła. I to na każdym kroku. W tej azjatyckiej republice, którą pod swym butem ostro trzyma Rosja, każdego dnia płoną wioski, na targach wybuchają bomby, a starcia czeczeńskich partyzantów z oddziałami rosyjskimi to chleb powszedni.

Reklama

W każdym zakątku, w każdym mieście słychać zawodzenie kobiet, które straciły swych synów, i lament przerażonych dzieci. Kraj, który opanował wszechobecny chaos, umiera w ciszy. I choć organizacje humanitarne alarmują o natychmiastową pomoc, świat na nieszczęście Czeczenów wciąż przymyka oczy. Mimo propagandy Kremla na terenie Czeczenii trwa brutalna wojna, a Rosjanie okupują niemal cały kraj. A Putin skutecznie mydli oczy całemu światu. Powołał nawet marionetkowy rząd z prezydentem Ramzanem Kadyrowem na czele.

Ale to nie zmieniło sytuacji, bo wojenne piekło najbardziej dotyka niewinnych cywilów. W dodatku stosunek Rosjan do wojny w Czeczeni jest obojętny, a do samych Czeczenów bardzo wrogi. To, co się dzieje z partyzantami, którzy wpadną w ręce Rosjan, to koszmar znany z II wojny światowej. Trafiają oni to tzw. obozów filtracyjnych, które swoim okrucieństwem przypominają obozy koncentracyjne. W takich potwornych miejscach tortury, polegające na głodzeniu, wyrywaniu paznokci czy rażeniu prądem, to codzienność. Ale to nie koniec makabry! Coraz częściej słychać także o przypadkach handlu narządami oraz wydawaniu zwłok rodzinom dopiero za specjalną opłatą.

Tylko nielicznym udaje się przeżyć to piekło. Aż włos się jeży na głowie, gdy opisują później, co przeszli. Ludobójstwo trwa, bo hordy watażków zarabiają na nielegalnych interesach ropą i handlem bronią. Na wojnie w Czeczeni zarabiają też rosyjscy generałowie, których pozycja na Kremlu jest ciągle olbrzymia.

"Tam nadal jest bardzo źle" - mówi "Faktowi" Adam Borowski, honorowy konsul Czeczeńskiej Republiki Iczkeria. "Wciąż dochodzi do krwawych starć. A gdy partyzanci zaatakują rosyjski garnizon, już na drugi dzień płonie jakaś czeczeńska wioska ostrzelana przez rosyjską artylerię" - dodaje.

Represje dotykają bezbronnych cywilów. Dlatego Czeczenii chcą się wyrwać z tego piekła, i to wszelkimi możliwymi sposobami. Część próbuje uzyskać status uchodźcy i wydostać się legalnie ze śmiertelnej pułapki. Inni wybierają ucieczkę przez "zieloną granicę".

"Na nieszczęściu tych ludzi zarabiają tzw. przewodnicy, i to zarówno polscy, jak i Czeczeńcy" - relacjonuje konsul Adam Borowski. - "Za wskazanie drogi przez polskie góry, inkasują grube pieniądze. Głównymi drogami ucieczki są Bieszczady" - dodaje.

Najczęściej tacy desperaci chcą przebić się najpierw do Polski, a później na Zachód do Francji i Niemiec. Tam uzyskują status uchodźcy.



"Na Czeczenów, którzy próbują dostać się legalnie do Polski, często czeka przykra niespodzianka. Najczęściej odmawia im się statutu uchodźcy. Nie mają tu praktycznie żadnych szans na normalne życie. Polskie urzędy imigracyjne ciągle piętrzą problemy i rzucają im kłody pod nogi. Często się zdarza, że ci nieszczęśnicy muszą z całymi rodzinami wracać tam, skąd uciekali" - opowiada "Faktowi" konsul Borowski. "Choć Putin zapowiedział, że nie wystartuje w kolejnych wyborach jest małą szansa na poprawę sytuacji w tym kaukaskim kraju. Jego następca będzie z pewnością pod presję potężnych rosyjskich generałów, którzy na wojnie w Czeczeni zrobili wojskowe i polityczne kariery oraz niewyobrażalnie wielkie pieniądze" - dodaje.



W takim kraju nie da się żyć. Nie da się wychować dzieci. Wykształcić ich i cieszyć się, jak dorastają w pokoju i dobrobycie. Dlatego dla Czeczenów nie ma innego wyjścia niż jak najszybsza ucieczka z piekła, w jakie zamieniła się ich ojczyzna. To też dlatego 36-letnia kobieta zaryzykowała i zdecydowała się na trudną przeprawę do Polski. Wierzyła, że tu ma szansę na odmianę swego losu.