Zgłoszona w Sejmie ustawa ma zlikwidować niebagatelne dodatki do emerytur blisko 35 tys. dawnych funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa PRL, w tym również autorów stanu wojennego. Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak zamiast 7 tys. zł dostaną miesięcznie o ponad połowę mniej. To samo tyczy się również byłych oficerów SB, którzy w miejsce sięgających kilka tysięcy zł apanaży otrzymają maksymalnie 900 zł miesięcznie, a wielu z nich będzie musiało zadowolić się minimalnym świadczeniem, które wynosi dziś 654 zł - informuje "Fakt".

Reklama

>>> Zobacz, jak obetną emerytury esbekom

"Wracamy do normalności. A w normalnym kraju zło musi być ukarane, a nie nagradzane" - mówi "Faktowi" Antoni Mężydło, dawny opozycjonista, a dziś parlamentarzysta PO.

"Państwo wypłaca dziś ponad miliard złotych rocznie na emerytury dla byłych pracowników organów bezpieczeństwa. Odebranie im przywilejów spowoduje, że każdego roku zaoszczędzimy z tej sumy co najmniej 600 tys. zł" - wylicza Sebastian Karpiniuk z PO, jeden z autorów ustawy zgłoszonej przez Platformę i popieranej przez PiS. To wielkie pieniądze, które mogły pójść na budowę autostrad, służbę zdrowia czy budowę mieszkań - komentuje bulwarówka.

Reklama

"Funkcjonariusze SB powinni stracić przywileje już na początku lat 90. Wtedy byłoby łatwiej przeprowadzić taką operację i efekt byłby lepszy" - przyznaje Antoni Mężydło.

Dlaczego do tego nie doszło, a dziś można tylko liczyć straty? - pyta gazeta. "To skutek sposobu odejścia od PRL. W wolnej i demokratycznej Polsce na długo puszczono w niepamięć zło z epoki rządów komunistycznych" - odpowiada "Faktowi" historyk Antoni Dudek.