"To spadło na nas jak grom z jasnego nieba" - Robertowi Skolimowskiemu, ojcu Kamili, łamie się głos. "Odchodzą ci ludzie, którzy nie powinni. Córka miała jeszcze tyle do zrobienia. Wierzyła, że wróci na olimpijskie podium, że zdobędzie medal na igrzyskach w Londynie. Nie dane jej to było..."

Reklama

"Jesteś mistrzem, bądź skromny"

"Ciężary zaczęła dźwigać jako dziewięciolatka" - przypomina jej ociec. "Rok później zdobyła brązowy medal mistrzostw Polski seniorek, walcząc ze znacznie starszymi rywalkami. Potem wszedł w życie przepis, że podnoszenie ciężarów można uprawiać po skończeniu piętnastu lat. Dlatego po dwóch latach treningów rzuciła tę dyscyplinę. Miała 13 lat, gdy zaczęła rzucać młotem. To był marzec, a dwa miesiące później pobiła już rekord Polski seniorek. Za co się brała, od razu miała sukcesy. Przez chwilę trenowała wioślarstwo i też była najlepsza. Przeżyła tak wiele, że można by tym obdzielić tym kilka osób. Mimo sukcesów nie zmieniła się. Jej motto życiowe brzmiało: im większym jesteś mistrzem, tym bardziej bądź skromny" - opowiada.

"Z Portugalii przysłała nam na walentynki czerwone serce" - dodaje matka mistrzyni olimpijskiej Teresa Skolimowska. "Była taka dobra. Przede wszystkim myślała o innych, o sobie najmniej. Jeszcze w środę wieczorem rozmawialiśmy z nią. Mówiła, że boli ją łydka, że jej puchnie. Ale poszła na masaż i przeszło. Dzień później zadzwonił trener i powiedział, że Kamila zemdlała i że jadą do szpitala... Nigdy nie miała problemów z żyłami..." - matce łamie się głos.

Reklama

Wiecznie uśmiechnięta

"Wiadomość o śmierci Kamili wstrząsnęła mną do głębi. Znałem ją z igrzysk olimpijskich, była znakomitą, wyjątkową zawodniczką. Z jej ojcem startowałem jeszcze na igrzyskach dożynkowych w 1984 roku, również on był świetnym sportowcem. Prywatnie była wspaniałą, skromną, urokliwą i wiecznie uśmiechniętą dziewczyną. Jej śmierć to cios nie tylko dla nas wszystkich, ale również dla polskiego sportu" - mówi DZIENNIKOWI Kajetan Broniewski brązowy medalista igrzysk olimpijskich w Barcelonie i działacz Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Śmierć lekkoatletki poruszyła także mistrza olimpijskiego Roberta Korzeniowskiego. "To straszne! Zapamiętam ją jako śmieszkę, małą-dużą dziewczynkę. Jej problemem było, że na początku sportowej drogi osiągnęła największy sukces: olimpijskie złoto. Takie wspomnienie zostaje na całe życie, i to niesprawiedliwe, że jej życie tak szybko się zakończyło" - mówi.

Reklama

"Jestem wstrząśnięty i przygnębiony. Nie wiem po prostu co powiedzieć..." - wzdycha ciężarowiec Szymon Kołecki. "Znaliśmy się z Kamilą ponad 10 lat, wspólnie startowaliśmy w igrzyskach olimpijskich. Razem zdobyliśmy medale w Sydney. Taka miła, sympatyczna dziewczyna. Wszyscy ją lubili, a tutaj, taki szok! Jeszcze tydzień temu rozmawiałem z tatą Kamili i nic mi nie mówił, żeby działo się coś złego" - mówi złoty medalista z 2000 roku.

Nagła śmierć Kamili Skolimowskiej szczególnie przygnębiła stołecznych policjantów. Stracili koleżankę z pracy, w stopniu sierżanta. "Nie znała pojęcia: nie da się, to niemożliwe" - mówi DZIENNIKOWI rzecznik komendanta stołecznej policji Marcin Szyndler.

Mistrzyni olimpijska od pięciu lat pracowała w stołecznej policji. Najpierw w oddziałach prewencji w podwarszawskim Piasecznie, następnie w Wydziale Doskonalenia Zawodowego.

Uczyła policjantów walki

”Uczyła nas technik interwencji, czyli jak się posługiwać kajdankami, służbową pałką, jak szybko obezwładnić napastnika. Była w tym bardzo dobra” - opowiada Marcin Szyndler. Dlatego przez ostatni rok wiele czasu spędziła w sali gimnastycznej w piaczeczyńskiej siedzibie prewencji.

Tutaj swoim przyjaciołom zostawiła po sobie pamiątkę - młot. ”Jeden z kolegów założył się z nią, że rzuci ponad 20 metrów” - mówi Szyndler. Skolimowska przyniosła młot, lecz rozstrzygnięcia zakładu nie poznamy już nigdy.

Olimpijka pracowała wśród wielu sportowców - np. judoków. "Ci twardzi funkcjonariusze mają łzy w oczach. Jeszcze kilka dni temu układała z nimi grafik w pracy" - mówi Szyndler.

Patrzyła w życie z optymizmem

"O Kamili możemy powiedzieć same dobre rzeczy" - mówi Marzena Klinas z Wyższej Szkoły Społeczno-Ekonomicznej w Warszawie, w której Kamila Skolimowska kilka lat temu studiowała finanse i bankowość. "Nie było jej łatwo, ale świetnie godziła studia z treningami, bardzo kochała sport. Pamiętamy ją jako osobę niezwykle energiczną. Zawsze była życzliwa, uśmiechnięta, z optymizmem patrzyła na życie. Niektórzy wspominają, że bardzo często pomagała innym" - zdarzało sie, że fundowała biedniejszym uczniom obiady. Wszyscy jesteśmy poruszeni" - dodaje.

Nauczycielka Skolimowskiej z liceum, Agnieszka Dziwińska, wspomina, że mimo częstych sportowych wyjazdów Kamila zawsze nadrabiała zaległości w nauce. "Lubiła matematykę i była z niej dość dobra, choć z przedmiotami humanistycznymi też sobie nieźle radziła. Miała bardzo dobry kontakt ze wszystkimi uczniami w klasie, z wieloma spotykała się jeszcze długo po skończeniu liceum" - mówi.

"Najbardziej pamiętam moment, kiedy zdobyła medal - była wtedy naszą uczennicą. Całą klasą witaliśmy ja na lotnisku, później było spotkanie, uroczystość w szkole, opowiadała nam o tym sukcesie" - opowiada nauczycielka.