Remont mieszkania w bloku wielu osobom wydaje się sprawą całkowicie prywatną. Wymiana płytek, przesunięcie ściany, nowa instalacja – robisz to "u siebie", więc nikt nie powinien się wtrącać. Problem w tym, że mieszkanie w budynku wielorodzinnym nigdy nie jest w pełni prywatną przestrzenią.
Prawo mówi jasno: inspektor nadzoru budowlanego może zapukać do twoich drzwi o każdej porze – nawet w nocy – i nie potrzebuje do tego nakazu sądowego. A odmowa wpuszczenia go do środka może skończyć się znacznie gorzej niż mandatem.
Jeden telefon od sąsiada i zaczynają się problemy
Wbrew powszechnemu przekonaniu kontrole w mieszkaniach rzadko są "losowe". Najczęściej zaczynają się od zawiadomienia z zewnątrz – telefonu lub maila do zarządcy budynku albo bezpośrednio do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego (PINB). Nie są potrzebne zdjęcia ani dowody. Wystarczy zgłoszenie, że coś "może być nie tak".
Najczęstsze powody takich zgłoszeń to:
głośne wiercenie o nietypowych porach,
gruz składowany na klatce schodowej lub pod blokiem,
pęknięcia ścian u sąsiada piętro niżej,
problemy z wentylacją (np. zapachy z cudzej kuchni w łazience),
zwykły konflikt sąsiedzki, który przeradza się w chęć "zrobienia na złość".
W praktyce jeden telefon od zirytowanego sąsiada może uruchomić całą procedurę kontrolną.
Remont czy przebudowa? Tu Polacy popełniają największy błąd
Prawo budowlane bardzo wyraźnie rozróżnia zakres prac – a ta różnica ma ogromne znaczenie.
Bieżąca konserwacja (malowanie ścian, wymiana paneli, armatury sanitarnej bez zmiany instalacji) nie wymaga żadnych zgłoszeń ani pozwoleń. Schody zaczynają się przy przebudowie, czyli m.in. gdy:
przesuwasz ściany działowe (nawet jeśli nie są nośne),
ingerujesz w instalację gazową,
powiększasz otwory drzwiowe,
zmieniasz piony wentylacyjne lub wodno-kanalizacyjne.
Najczęstsze i najbardziej kosztowne założenie brzmi: "to moje mieszkanie, mogę robić, co chcę". Tymczasem w bloku twoja podłoga jest czyimś sufitem, a twoja ściana może stabilizować całą konstrukcję budynku.
Ile kosztuje nielegalny remont mieszkania?
Zgodnie z art. 93 Prawa budowlanego, prowadzenie robót bez wymaganego zgłoszenia lub pozwolenia jest wykroczeniem. Mandat może wynieść:
do 500 zł,
do 1000 zł przy zbiegu wykroczeń.
Jednak jeszcze wyższe koszty zaczynają się wtedy, gdy inspektor stwierdzi nieprawidłowości i nakaże legalizację samowoli budowlanej. W praktyce oznacza to wydatek rzędu około 15 tys. zł, a czasem więcej.
Na tę kwotę składają się:
opłata legalizacyjna – od 2500 do 5000 zł,
ekspertyza techniczna rzeczoznawcy – 2000–4000 zł,
projekt zamienny przygotowany przez architekta – kilka tysięcy złotych,
prace naprawcze, jeśli naruszono konstrukcję, wentylację lub instalacje.
Inspektor wejdzie do mieszkania – nawet bez twojej zgody
Najwięcej emocji budzi art. 81c Prawa budowlanego, który daje organom nadzoru budowlanego prawo wstępu do obiektu.
W praktyce oznacza to, że inspektor:
nie potrzebuje nakazu sądowego ani prokuratorskiego,
nie musi uprzedzać o kontroli (choć często robi to w sprawach mniej pilnych),
może wejść na teren nieruchomości nawet podczas twojej nieobecności,
w sytuacjach zagrożenia może działać w asyście Policji, a nawet wejść siłowo.
Odmowa wpuszczenia inspektora to nie wykroczenie, ale przestępstwo.
Zgodnie z art. 225 § 1 Kodeksu karnego, kto utrudnia lub udaremnia czynności kontrolne organu nadzoru budowlanego, podlega karze pozbawienia wolności do 3 lat. To już nie mandat, lecz sprawa karna z pełnymi konsekwencjami.
Dlaczego prawo jest tak surowe?
Jak wynika z danych Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego oraz Państwowej Straży Pożarnej, samowolne przeróbki instalacji i ścian działowych należą do najczęstszych przyczyn lokalnych zagrożeń budowlanych w blokach. Uszkodzona wentylacja, naruszona konstrukcja czy źle wykonana instalacja gazowa mogą prowadzić do pożarów, zaczadzeń i awarii obejmujących całe budynki.
Dlatego prawo chroni nie tylko urzędników, ale przede wszystkim bezpieczeństwo wszystkich mieszkańców, nawet jeśli oznacza to wejście do prywatnego mieszkania bez zapowiedzi.