"W Siłach Powietrznych głośna jest historia, jaka wydarzyła się w marcu. Dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik poleciał jakiem do podpoznańskich Krzesin. Trafił na śnieżycę, w której zabrania się lądowania (regulamin lotów lotnictwa Sił Zbrojnych w rozdziale IX - Sytuacje szczególne - zabrania wykonywania startu, lotu i lądowania m.in. we mgle, śnieżycy, szkwale czy burzy piaskowej, które określa się jako niebezpieczne zjawiska pogodowe) - pisze "Rzeczpospolita".
"Ale ten fakt zbagatelizowano. Jak-40 ledwo wylądował. Sankcje? A skąd! Takie wyczyny się u nas promuje" - powiedział gazecie jeden z pilotów.
"Rzeczpospolita" pisze też, że z wielu zachodnich lotnisk napływały do Polski skargi na pilotów z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, wożącego najważniejsze osoby w państwie.
"Rz" dotarła do skargi władz lotniska w Zurychu na pilotów jaka40 wiozącego szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego do Marsylii. Z dokumentów wynika, że polska załoga 3 listopada 2008 r. zignorowała zalecenia kontrolerów lotu na lotnisku w Szwajcarii.
"W cywilu w stosunku do takiego pilota byłyby wyciągnięte konsekwencje, do utraty licencji włącznie. W wojsku pilot jest bezkarny. Ta bezkarność powoduje łamanie przepisów. Czasem kończy się tylko wstydem, a czasem dochodzi do katastrofy" - powiedział gazecie były pilot wojskowy kpt. Robert Zawada.
"Takie wyczyny się u nas promuje" - powiedział "Rzeczpospolitej" pilot 36. pułku lotnictwa w rozmowie o brawurze zmarłego pod Smoleńskiem gen. Andrzeja Błasika. Generał - który łamiąc regulamin odwiedził kokpit podczas tragicznego lotu - miał jeszcze w marcu dać się poznać jako nierozważny pilot.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama