W środę Sztab Generalny Wojska Polskiego zapowiedział, że od czwartku liczba żołnierzy wspierających walkę z powodzią wzrośnie do 16 tysięcy. Do ich dyspozycji będzie m.in. 19 śmigłowców, 60 łodzi oraz 24 pływające transportery samobieżne.
Jeśli chodzi o transportery pływające, to do pracy przy powodzi zaangażowano już około jednej czwartej wszystkich posiadanych przez wojsko pojazdów. Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych w tym tygodniu poinformowało bowiem PAP, że w Wojsku Polskim jest "nieco ponad 100 sztuk" transporterów PTS-M.
Transport pływający PTS-M. Co to za pojazd?
PTS to w języku rosyjskim skrót od określenia transporter pływający średni. W Polsce zwykło się to rozwijać jako pływający transporter samobieżny.
PTS został opracowany w 1961 roku. Już w pierwszej połowie lat 60. XX wieku zapadła decyzja o pracach nad zmodernizowaną wersją transportera, oznaczoną jako PTS-M. W porównaniu do starszego pojazdu miała m.in. większy zasięg, większe rozmiary platformy ładunkowej i mogła transportować rannych na noszach.
W Związku Sowieckim w latach 70. XX wieku opracowano kolejny transporter pływający - PTS-2. W latach 80. powstał PTS-3, a już po upadku komunizmu, w pierwszej dekadzie XXI wieku - PTS-4. Żaden z nich nie trafił jednak do Wojska Polskiego, które wciąż używa transporterów PTS-M.
Od kiedy PTS-M-y służą w Wojsku Polskim?
W prasie branżowej można znaleźć informację, że od lat 70. XX wieku. Emerytowany generał brygady Bogusław Bębenek, w latach 2011-14 szef Inżynierii Wojskowej, czyli najwyższy rangą polski saper, wspomina, że - gdy w 1974 roku rozpoczynał służbę wojskową - transportery już były w Polsce. "Ten sprzęt został skonstruowany do transportu pojazdów ciężarowo-terenowych, zwłaszcza takich, które służyły jako ciągnik dla armat ciągnionych" - powiedział PAP gen. Bębenek.
"Powódź z 1997 roku, a następnie z 2010 r. spowodowała, że znaczna część egzemplarzy PTS-M w ramach remontu kapitalnego przeszła przystosowanie do sytuacji kryzysowych, zwłaszcza do ewakuacji z zalanych przez powódź terenów ludzi, pojazdów cywilnych, dobytku, a także zwierząt hodowlanych" - powiedział gen. Bębenek.
Jak tłumaczył oficer, najważniejsza zmiana dotyczyła sposobu dostania się na transporter. Zdemontowano najazdy w formie rynny przystosowanej do rozstawu kół ciężarówki. Zastąpiła je platforma, po której swobodnie mogą wjeżdżać również samochody cywilne, jak i wchodzić ludzie i zwierzęta gospodarskie. Zlikwidowano też koleiny, które były na dnie przedziału ładunkowego, podniesiono burty, zamontowano również dodatkowe oświetlenie.
Wyremontowane i przystosowane transportery PTS-M trafiały głównie do ówczesnych batalionów ratownictwa inżynieryjnego w garnizonach położonych nad największymi rzekami, takimi jak Głogów (woj. dolnośląskie), Nisko (woj. podkarpackie), Dęblin (woj. lubelskie) i Brzeg (woj. opolskie).
Remontami i przebudową PTS-M-ów zajmowały się Wojskowe Zakłady Inżynieryjne w Dęblinie, dziś będące zamiejscowym oddziałem Huty Stalowa Wola. Według prasy branżowej prace potrafią sięgać aż 80 proc. odtworzenia wozu. Remont główny transportera powinien być przeprowadzany co 15 lat. Jeśli wóz jest wyeksploatowany, potrafi on trwać nawet kilka miesięcy.
Następcy PTS-M nie ma, ale jest w planach
W niedzielę zarówno wojsko, jak i wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz informowali, że ze względu na zbyt silny nurt w akcjach ratowniczych nie zawsze można używać transporterów pływających. Zdaniem gen. Bębenka wynikało to z ekstremalnych warunków związanych z powodzią. "Przy bardzo rwącym potoku i jednocześnie zróżnicowanej głębokości wody, w dodatku w terenie zabudowanym nie można oczekiwać, że sprzętu pływającego będzie można użyć w każdej chwili. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę" - zastrzegł emerytowany generał.
W prasie branżowej można wyczytać, że transporter zachowuje zdolność do działania, jeśli prędkość prądu wody dochodzi do 2,5 metra na sekundę. Według gen. Bębenka prędkość ta jest nieco wyższa - 3-3,5 m/s.
"Jest to sprzęt dobry. Oczywiście ma swoje lata i niewątpliwie w najbliższych latach kończył mu się będzie resurs eksploatacyjny. Natomiast na dziś nie ma w siłach zbrojnych, nie tylko w Polsce, innego środka, który mógłby ten sprzęt skutecznie zastąpić" - podsumował oficer.
Na razie następca transportera pływającego PTS-M w Wojsku Polskim pozostaje w fazie planów. Projekt gąsienicowego transportera inżynieryjnego otrzymał w wojsku kryptonim Jodła GTI. Bazą pojazdu ma być kadłub pływającego bojowego wozu piechoty Borsuk. Na razie pierwsze egzemplarze Borsuka przechodzą badania kwalifikacyjne w wojsku, a pierwsza umowa wykonawcza na te wozy jest negocjowana. W lutym 2023 r. MON zawarło natomiast umowę wykonawczą, w której wyraziło chęć zakupu 1400 pojazdów opartych na Borsuku. W tej liczbie jest ponad 1000 bojowych wozów piechoty, resztę stanowić mają wersje specjalistyczne: wozy rozpoznawcze, dowodzenia, ewakuacji medycznej, zabezpieczenia technicznego i rozpoznania skażeń.
Z kolei we wrześniu tego roku nagrodą "Innowacyjny produkt 2024 roku" w konkursie Lider Bezpieczeństwa Państwa, odbywającym się pod patronatem szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, wyróżniono mobilny prom ewakuacyjno-przeprawowy wysokiej nośności PEP.30-01 opracowany przez podwarszawską spółkę Armpol. "Od 2017 do 2023 roku uczestniczyłem w tej pracy badawczo-rozwojowej. To jednak inna klasa sprzętu i inne jego przeznaczenie" – powiedział PAP gen. Bębenek. W porównaniu do transportera PTS-M prom ma wyraźnie większe rozmiary.
Transportery pływające PTS-M są używane nie tylko w Wojskach Lądowych, ale także w Marynarce Wojennej. Egzemplarze tej ostatniej mają podniesione burty, żeby lepiej chronić przed wysoką falą. Są dostosowane m.in. do minowania wód przy wybrzeżu, do głębokości pięciu metrów, służą również do przewożenia ludzi i sprzętu z okrętów desantowych na plażę.
Transporter pływający PTS-M - dane techniczne
Transporter PTS-M ma 11,5 metra długości, 3,3 m szerokości i 2,65 m wysokości. Wymiary platformy ładunkowej to 7,9 na 2,6 metra, co daje nieco więcej niż 20,5 metra kwadratowego powierzchni (w wersji PTS długość platformy wynosiła 7,1 m, a powierzchnia - 18,5 m kw.).
PTS-M może poruszać się z prędkością 42 kilometrów na godzinę po drogach i 10 km/h w wodzie. Jest to pojazd gąsienicowy, dzielący elementy konstrukcyjne z ciągnikiem artyleryjskim ATS-59 i czołgiem podstawowym T-54 (silnik transportera jest wersją silnika zastosowanego w czołgu). ATS-59 spotkać można już tylko w muzeach. Czołgi z rodziny T-54 i T-55 poza Globalnym Południem też można było spotkać wyłącznie w muzeach, ale w 2023 r. Rosjanie wyciągnęli określoną liczbę tych wozów z magazynów i użyli bojowo przeciwko Ukrainie.
Załogę PTS-M stanowi dwóch ludzi - dowódca i kierowca. Do kabiny wchodzi się przez włazy w dachu transportera. Kierowanie na lądzie odbywa się za pomocą dwóch drążków. Na stanowisku kierowcy jest kierownica, ale służy jedynie do zmiany położenia sterów w czasie pływania. Wóz ma dwie zbudowane w tunelach śruby.
To, że zakłady z nazwy kolejowe konstruowały sprzęt dla wojska, nie było w Związku Sowieckim niczym szczególnym. Uralska Fabryka Wagonów w Niżnym Tagile to do dziś największy producent czołgów w Rosji. Stamtąd wywodzą się wozy takie jak T-72 i T-90. Zakład znany dawniej jako Charkowska Fabryka Parowozów to z kolei miejsce, gdzie skonstruowano i rozpoczęto produkcję T-34, czołgu symbolu II wojny światowej na froncie wschodnim. (PAP)
Autor: Rafał Lesiecki
ral/ sdd/ mhr/