Od maja na Ukrainie trwa zbiór podpisów pod apelem do władz, którego autorzy podkreślają, że projekt budowy Centrum powinien znajdować się wyłącznie pod kontrolą państwa i społeczeństwa ukraińskiego i nie może być przekazany w ręce cudzoziemców czy struktur prywatnych.
Na koniec maja pod dokumentem podpisało się ponad 700 osób - historyków, dziennikarzy, polityków, naukowców, działaczy obywatelskich. Autorzy dokumentu protestują też m.in. wobec wyznaczenia pod koniec 2019 roku na dyrektora artystycznego projektu rosyjskiego reżysera Ilji Chrzanowskiego.
Jak pisze Deutsche Welle, krytycy obawiają się, że Chrzanowski podczas prac nad utworzeniem Centrum Pamięci o Holokauście będzie wykorzystywał "budzące kontrowersje" metody artystyczne, które wcześniej zastosował podczas projektu "DAU".
"DAU" to artystyczny projekt i film składający się z 14 części, nad którym pracowano ponad dekadę. W ramach projektu zbudowano w Charkowie "instytut", w którym żyli i pracowali aktorzy i statyści. Wewnątrz zaaranżowano życie jak w epoce ZSRR. W filmach przedstawiane są m.in. nieinscenizowane sceny przemocy i seksu, a w jednej z części nagrano noworodki z charkowskiego sierocińca, w związku z czym niedawno na Ukrainie wszczęto postępowania w sprawie możliwego znęcania się nad dziećmi. W filmie zagrał też np. rosyjski neonazista. W ubiegłym roku projekt miał premierę w Paryżu, a w lutym bieżącego roku kilka części pokazywano w ramach festiwalu Berlinale.
Niektóre media - np. France 24 i "The Guardian" - określają projekt jako stalinowski albo sowiecki "Truman Show". Nie było scenariusza (...) Po prostu żyliśmy. W pewien sposób było to straszne, w pewien - opresyjne. Doświadczyliśmy strachu, miłości, byliśmy w związkach. Żyliśmy, nie działaliśmy według scenariusza. To było nasze życie - powiedziała podczas Berlinale jedna z aktorek Natalia Bereżnaja, cytowana przez portal The Times of Israel. Serwis zaznacza, że na konferencji prasowej podczas festiwalu Chrzanowski zapewnił, że w trakcie pracy nad filmami nie doszło do żadnych nielegalnych działań.
The Times of Israel pisze, że Chrzanowski odmówił publicznego przedstawienia swojej wizji Centrum Pamięci o Holokauście. Deutsche Welle przypomina jednak, że ukraińskie media przedstawiły wyrywki proponowanej przez Chrzanowskiego koncepcji Centrum, które m.in. zakładały wykorzystanie "osobistych kwestionariuszy", "stref rzeczywistości wirtualnej, w których goście znaleźliby się np. w roli ofiar, kolaborantów, nazistów i wojskowych". Portal pisze, że wielu krytyków oskarżyło Chrzanowskiego o brak szacunku wobec pamięci o ofiarach i o nieetyczność stosowanych przez niego metod.
Maks Jakower, dyrektor generalny Centrum Pamięci o Holokauście - Babi Jar, w rozmowie z DW, podkreślił, że celem projektu jest utworzenie wyjątkowego muzeum opowiadającego o Holokauście w Europie Wschodniej oraz ośrodka badawczego, a nie "Disneylandu na kościach". Jako "Disneyland Holokaustu" określił koncepcję Centrum austriacki historyk Dieter Bogner, który opuścił ten projekt - pisze Radio Swoboda.
Komentując opublikowane przez media fragmenty koncepcji Chrzanowskiego, Jakower zaznaczył, że takie propozycje jak eksperymenty społeczne zostały "od razu odrzucone". Organizacja w wydanym niedawno oświadczeniu zapewniła też, że Centrum Pamięci o Holokauście i "DAU" to dwa całkowicie odmienne projekty.
Jakower zapowiedział, że w poniedziałek mają być przedstawione wyniki prac nad utworzeniem Centrum z ostatnich miesięcy.
Projekt Centrum w znacznej mierze finansowany jest przez rosyjskich i ukraińskich biznesmenów - Michaiła Fridmana, Wiktora Pinczuka, Pawła Fuksa i Giermana Chana.
Współprzewodniczący Stowarzyszenia Żydowskich Organizacji i Wspólnot Ukrainy, dysydent i obrońca praw człowieka Josyf Zisels ocenił w rozmowie z Radiem Swoboda, że zarówno budową memoriału w Babim Jarze, jak i kształtowaniem polityki pamięci na Ukrainie, powinni zajmować się sami obywatele tego kraju.
Problemem nie jest Chrzanowski, problemem jest (prezydent Rosji Władimir) Putin - podkreślił. Zaznaczył przy tym, że rosyjscy biznesmeni biorący udział w projekcie mają swoje korzenie na Ukrainie, a wśród ofiar Holokaustu byli członkowie ich rodzin, ale przy tym zwrócił uwagę, że "zarabiają oni pieniądze w Rosji, gdzie nie da się tego zrobić bez błogosławieństwa Putina" - czytamy na portalu Radia Swoboda.
Kijowski Babi Jar jest jednym z najstraszniejszych symboli Holokaustu. 29 września 1941 roku, niedługo po zajęciu Kijowa przez wojska hitlerowskie, Niemcy zebrali przebywających w Kijowie Żydów, po czym nakazali im marsz w kierunku wąwozu Babi Jar. Na miejscu Żydów dzielono na 10-osobowe grupy i zabijano z karabinów maszynowych. W ciągu zaledwie dwóch dni - 29 i 30 września 1941 roku - niemieckie grupy operacyjne - tzw. Einsatzgruppen - rozstrzelały tam, według niemieckich raportów, 33 771 osób. Kolejne egzekucje trwały do 11 października. W tym czasie zabito jeszcze ok. 17 tys. Żydów.
Na miejscu kaźni w Babim Jarze Niemcy stworzyli obóz koncentracyjny, w którym więziono m.in. Ukraińców, Polaków, Rosjan i Romów. Do 1943 roku, kiedy do Kijowa wkroczyła Armia Czerwona, w obozie tym zamordowano około 30 tys. osób. Według różnych źródeł ogólna liczba rozstrzelanych w Babim Jarze w latach 1941-1943 waha się w granicach 100-150 tys. osób.