Kazimierz Tarasewicz, który w 28. odcinku "Stulecia Winnych" wychodzi z więzienia, staje się współpracownikiem SB i trafia do gabinetu kapitan Zduńczykowej. Przełożona przydziela mu pierwsze zadanie. Musi pozbyć się bestialsko zamordowanego ucznia liceum św. Franciszka z Warszawy. Adam Zawadzki ginie, bo był synem wysoko postawionego urzędnika. Jego śmierć ma charakter polityczny. Zduńczykowa uwiecznia Kazimierza na makabrycznym zdjęciu, gdy ten zamurowuje ciało chłopca w znajdującej się w piwnicy nieczynnej toalecie.
To serialowa fikcja. A jak było naprawdę?
Okazuje się, że morderstwo licealisty z polityką w tle rzeczywiście miało miejsce. 8 grudnia 1958 roku doszło do przełomu w sprawie zaginięcia niejakiego Bohdana Piaseckiego. To właśnie tego dnia jego ciało znaleziono podziemnym schronie przeciwlotniczym, znajdującym się w budynku przy Świerczewskiego 82a w Warszawie (obecnie aleja Solidarności).
Nóż wbity w ciało
Podobnie, jak w serialu, znajdowało się ono w zabitej gwoździami toalecie. Chłopiec był synem Bolesława Piaseckiego, przedwojennego przywódcy faszyzującego Ruchu Narodowo-Radykalnego Falanga, znanego z wrogiego stosunku do ludności żydowskiej. Po 1945 roku Piasecki wspierał władze komunistyczne, które zgodziły się, aby został prezesem katolickiego stowarzyszenia PAX.
To był człowiek, który w wielu kręgach po prostu nie był mile widziany. Od samego początku badania tej sprawy wiele wskazywało na to, że śmierć Bohdana mogła być zemstą środowisk żydowskich i mieć charakter polityczny, a nawet rytualny. Dowodzić temu mogło m.in. to, że w ciele Bohdana znaleziono wbity nóż – mówi Przemysław Semczuk, który w książce "Czarna wołga" opisał porwania dzieci w epoce PRL-u.
Jak wyglądało porwanie Bohdana? Podobnie, jak większość uprowadzeń dzieci. Pod szkołą, w której uczył się chłopiec, pojawił się nieznany mężczyzna. Podszedł do grupy chłopców, wśród których był również Bohdan. Zapytał, który to „Piasecki” i pokazał mu jakiś dokument. Zabrał go do taksówki i odjechali w nieznanym kierunku. Kilka godzin później koledzy chłopca, którzy byli świadkami tego zdarzenia powiadomili rodzinę Piaseckiego. Nikt nie miał wątpliwości, że doszło do porwania. Odnaleziony kierowca taksówki o numerach T-75-222 nie wiedział nic. Pamiętał jedynie, że mężczyźni, którzy z nim jechali zniknęli bardzo szybko.
Jakiej kwoty okupu zażądali porywacze?
Już tego samego dnia porywacze zażądali od Piaseckiego okupu w wysokości 4 tys. dolarów i 100 tys. złotych. Dwa dni później porywacze zadzwonili z informacją, że pieniądze mają być dostarczone do kawiarni Kameralna przy ulicy Foksal w Warszawie. Jako kuriera rodzina Piaseckich wybrała księdza Mieczysława Suwałę. Ten, gdy tylko dotarł do kawiarni, został poproszony do telefonu. Mężczyzna, który dzwonił przekazał mu wskazówki, zgodnie z którymi miał pójść do budynku Na Skarpie 65, stamtąd skierować się na Jakubowską 16, a potem na Wał Miedzeszyński. Ksiądz wędrował po Warszawie, a krok w krok za nim podążali funkcjonariusze SB. Porywacze najpewniej zauważyli obstawę księdza, bo po tygodniu przestali się odzywać i już więcej nie było z nimi kontaktu.
Nie pomogły dramatyczne apele rodziny w prasie i radiu ani też naciski na władze partyjne ze strony Bolesława Piaseckiego – wspomina Semczuk. Piasecki o pomoc prosił samego Wiesława Gomułkę. Gdy dwa lata później znaleziono ciało Bohdana, wszystko wskazywało na to, że został zabity kilka godzin po porwaniu. Miejsce, w którym zostały ukryte zwłoki zabito gwoździami do podkuwania koni. Ciało Bohdana było zmumifikowane, obok niego leżały zeszyty i książki podpisane jego imieniem i nazwiskiem.
Czy porywacze chcieli uwolnić Bohdana?
O tym, że morderstwa dokonano kilka godzin po porwaniu świadczył brak śladów potu i zabrudzeń na ubraniu, które pojawiłyby się, gdyby go przetrzymywano przez jakiś czas. Ciosy w głowę zadano tępym narzędziem – wyjaśnia Semczuk.
Dodaje, że zdaniem historyków zbrodnia miała zostać wykonana bardzo szybko, a porywacze nie zamierzali uwolnić chłopca.
To miała być zemsta, cios dla Bolesława Piaseckiego właśnie za jego działalność polityczną – mówi.
Jeśli ktoś mówi, że nie ma zbrodni doskonałej, to ta może nią być. Sprawców mimo wielu hipotez, nigdy nie odnaleziono – mówi Semczuk.
Zemsta polityczna, czy porwanie dla pieniędzy?
Cytowany przez niego w książce "Czarna wołga" Piotr Osęka, historyk z Polskiej Akademii Nauk, nie zgadza się z motywem zemsty. Zwraca uwagę, że we wrześniu 1958 roku powołano grupę operacyjną "Zagubiony". Choć na początku sprawców szukano wśród przeciwników politycznych Piaseckiego, szybko rozpoczęto typową pracę dochodzeniową. Śledzono i przesłuchiwano każdego, kogo podejrzewano o związek z porwaniem. Wśród pracowników, którzy mogli mieć kontakt z listem z żądaniem okupu, wytypowano do przesłuchań aż 1023 osoby. Oddzielne dochodzenie o kryptonimie "Trasa" zajmowało się analizą budynków, które odwiedzał ksiądz Suwała.
Sprawdzano, kto w nich mieszka, czym się zajmuje, jakie ma kontakty. Śledczy zauważyli, że w budynkach tych znajdują się pracownie artystów, malarzy i plastyków, a zdaniem analityków badających głos dzwoniącego porywacza, ta osoba mogła mieć wyższe wykształcenie i zajmować się rysunkami – mówił Osęka.
Sprawdzono w ten sposób ponad 4 tysiące osób, a nagranie głosu porywacza wyemitowano w Polskim Radiu. Reakcja obywateli była ogromna. Ze wszystkich listów, telefonów i zgłoszeń powstało aż 14 tomów akt.
Z biegiem czasu wątek polityczny stawał się coraz mniej prawdopodobny. Finansowy był o tyle bardziej realny, że Piasecki był w tamtych czasach jedną z najbardziej zamożnych osób, a żądany okup nie był dla niego wygórowaną kwotą – mówi Semczuk.
Sprawa ta do dziś rozpala wyobraźnię, podobnie zresztą jak "czarna wołga"– dodaje.