O Państwowym Centrum Badań Wirusologicznych i Biotechnologicznych "Wektor" głośno zrobiło się 16 września: tego dnia doszło tam do wybuchu. Według rządowej telewizji Rossija 1 eksplodowała butla z gazem – jedna osoba została ranna, pożar ugaszono. Władze wydały komunikat, że z laboratorium w Kolcowie nie wydostał się żaden wirus.
Z kolei Radio Swoboda poinformowało, że Wektor był jednym z największych sowieckich ośrodków zajmujących się tworzeniem broni biologicznej. - To centrum (…) jest jednym z dwóch miejsc na świecie, w których przechowywany jest wirus ospy prawdziwej. Jest tam przechowywany też wirus ebola – dodało.
Jednak wedle telewizji Rossija 1 dziś jest to miejsce, w którym półtora tysiąca naukowców i personelu technicznego zajmuje się tworzeniem nowych lekarstw. Mają tu powstawać "szczepionki przeciwko odrze, wirusowemu zapaleniu wątroby typu A, wirusowi ebola, leki na grypę".
Wszyscy mogą więc odetchnąć z ulgą, bo Wektor zmienił się na lepsze. Ale doświadczenia z przeszłości wskazują, że w Rosji rezygnuje się z prac nad jakąś bronią dopiero wtedy, gdy ma się pewność, iż jest zupełnie nieskuteczna lub do niczego się nie przyda.
Gratka dla Armii Czerwonej
Badania nad możliwością użycia bakterii na polu walki prowadzili niemieccy uczeni już podczas I wojny światowej. Nie odniesiono większych sukcesów i ryzykowne eksperymenty zakończyły się wraz z kapitulacją Niemiec w 1918 r. Potem Zachód stracił zainteresowanie dla oręża mogącego łatwo wyrwać się spod kontroli.