Sąd w procesie autolustracyjnym uznał, że spotkania Marka Króla z oficerami SB w czasach PRL miały taki sam charakter, jak w przypadku wszystkich innych dziennikarzy na stanowiskach kierowniczych w redakcjach, czyli wyłącznie ogólnoinformacyjny oraz oficjalny. Były właściciel "Wprost" nie podpisywał żadnego zobowiązania do współpracy, nie pobierał wynagrodzenia za od SB.
Sąd podważył wiarygodność jedynego świadka, byłego funkcjonariusza SB Witolda N., który oskarżył Króla o współpracę ze służbami.
O tym, że Marek Król miał być tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie "Rycerz”, napisał w 1996 roku tygodnik "Nie". Sprawa, jaką Król wytoczył Urbanowi o ochronę dóbr osobowych, jeszcze się nie zakończyła.
Marek Król wystąpił przeciw Jerzemu Urbanowi, redaktorowi naczelnemu "Nie" z pozwem o ochronę dóbr osobistych (więcej na ten temat). Sprawa ta cały czas się nie zakończyła.
Król twierdzi, że proces z Urbanem wygra, a potem weźmie za czyszczenie internetu z informacji i komentarzy, które naruszają jego dobre imię.