Załoga redakcji tytułów wydawanych przez Gremi Media otrzymała na początku października propozycję nie do odrzucenia. W skrócie brzmiała ona: zwolnijcie się z pracy, a my zatrudnimy na nowych warunkach potrzebnych specjalistów w nowo utworzonych spółkach, których jesteśmy właścicielem.
Grunt to porozumienie
Kluczem do powodzenia takiej restrukturyzacji było uniknięcie zwolnień grupowych. Po pierwsze, ich przeprowadzenie wymaga długotrwałych negocjacji ze związkami zawodowymi, które stawiają z reguły twarde warunki finansowe i chcą ograniczyć zakres redukcji zatrudnienia. Dla pracodawcy oznacza to dodatkowe napięcia, całą masę spotkań, starć, wymiany opinii w mało przyjemnej atmosferze. Po drugie, nawet utrzymanie planów co do zakresu zwolnień grupowych i wypłacenie odpraw jedynie na ustawowym poziomie oznacza dla firmy poważny jednorazowy wydatek.
Aby uniknąć takich redukcji, Gremi Media zawarł z osobami potrzebnymi do funkcjonowania redakcji i wydawania gazety dżentelmeńską umowę. Odchodzą oni z pracy za porozumieniem stron, a następnie zostają zatrudnieni na etatach w nowo powstałych małych spółkach, których zatrudnienie nie przekracza 20 osób. Treść umowy o pracę podpisanej z nowym podmiotem mieści się na jednej kartce papieru. Wynagrodzenie opiewa na 1700 zł, czyli jest bliskie przyszłorocznej płacy minimalnej. Jak określają dziennikarze, obowiązki, które mają realizować na podstawie tego kontraktu, dotyczą prac administracyjno-biurowych.
Cała operacja zawierania umów z nowymi pracodawcami była przeprowadzana tak szybko, że pracownicy nowych spółek, którzy zachorowali, nie mogli nawet skorzystać ze zwolnień lekarskich, bo nowe zatrudniające ich podmioty nie miały jeszcze numeru NIP, który musi się pojawić na druku zwolnienia lekarskiego wystawianym przez lekarza.
Głównym zajęciem dziennikarzy tak jak dotychczas będzie oczywiście zdobywanie informacji i pisanie tekstów. Ta działalność będzie jednak prowadzona na podstawie odrębnej umowy o dzieło, której główną zaletą (dla pracodawcy) jest to, że nie jest oskładkowana. Te kontrakty mają około 25 stron. Z informacji osób przygotowujących ostateczną ich treść wynika, że starano się za wszelką cenę, by taki kontrakt nie mógł być podważony przez ZUS i oskładkowany, bo wtedy cała operacja przestałaby się kalkulować finansowo.
Umowa o dzieło przewiduje, że dziennikarze będą otrzymywać honoraria za tekst oraz stały ryczałt negocjowany indywidualnie. Określa też wzajemne obowiązki stron, dysponowanie prawami do napisanych tekstów, a także przewiduje zakaz konkurencji w trakcie trwania umowy i po jej zakończeniu. Dodatkowo przewiduje karę 5 tys. zł za ujawnienie tajemnic handlowych, operacji, transakcji lub jakichkolwiek informacji odnoszących się do Gremi Business Communication.
Niepewny los zesłańca
W specyficznej sytuacji znalazły się osoby, które nie otrzymały propozycji przejścia do nowo utworzonych spółek i związania się umową o dzieło ze spółką Gremi Business Communication, wydającą m.in. "Rzeczpospolitą". W stosunku do tych osób pracodawca ma inny plan. Mają one trafić do spółki Uważam Rze, której siedzibą mają być pomieszczenia byłej drukarni w Raszynie, czyli na odległych peryferiach Warszawy (dojazd o każdej porze dnia stanowi poważne wyzwanie).
Te osoby, aby znaleźć się w spółce Uważam Rze, nie musiały czekać na wypowiedzenie dotychczasowych umów o pracę czy rozstać się z redakcją za porozumieniem stron. Władze spółki wydającej „Rzeczpospolitą” postanowiły, że zbędni pracownicy zmienią pracodawcę w trybie art. 231 kodeksu pracy, czyli w następstwie przejścia zakładu pracy lub jego części na inny podmiot.
Ten punkt całej operacji budzi najwięcej emocji i protestów organizacji związkowej. Zatrudnieni otrzymali informację, że przejście do spółki wydającej „Uważam Rze” dotyczyć będzie części redakcji, która jest związana z wydawaniem periodyków "Uważam Rze" i "Uważam Rze Historia". Tymczasem zawiadomienia o przeniesieniu dostały także osoby pracujące w Gremi Media w innych częściach przedsiębiorstwa, m.in. w działach redakcji: online, ekonomia, prawo, sekretariat (a więc które nigdy nie pracowały przy wydawaniu "Uważam Rze" i "Uważam Rze Historia").
Przenosząc pracowników do nowej spółki, należy wybrać tych, którzy są związani ściśle ze sprzedawanym biznesem. Zasadniczo do nowego pracodawcy przechodzą ci zarudnieni, którzy są organizacyjnie lub hierarchicznie związani z przenoszonym majątkiem lub przenoszoną działalnością. W przypadku wątpliwości można się wspomóc testem i odpowiedzieć na pytanie, czy u dotychczasowego pracodawcy zanika potrzeba na pracę danej osoby oraz czy u nowego pojawia się zapotrzebowanie na takie obowiązki. Jeśli obie odpowiedzi będą pozytywne, to pracownik raczej przejdzie do nowej spółki - wyjaśnia Katarzyna Dulewicz, radca prawny, partner CMS Cameron McKenna.
Przeniesieni pracownicy obawiają się, że wkrótce stracą zatrudnienie, bo ich nowy pracodawca może zostać zlikwidowany ze względu na złe wyniki. Jeśli spółka upadnie, wówczas odprawy zapłaci im Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Działający w redakcji związek NSZZ "Solidarność" protestował i pisał w tej sprawie do właścicieli. Jego zdaniem wybiórcze przekazywanie pracowników do innego pracodawcy jest niezgodny z prawem. Związkowcy powoływali się na orzecznictwo Sądu Najwyższego. Przypominali, że zgodnie z nim w sytuacji, w której zatrudniony wykonuje zadania na rzecz różnych części (jednostek) dotychczasowego zakładu pracy, decydujące znaczenie ma stopień jego związania z poszczególnymi jednostkami. Nie można bowiem uznać, że skoro obowiązki pracownika wiążą się z całością przedsiębiorstwa dotychczasowej firmy, to decyzja o tym, czy nastąpiła zmiana zatrudniającego, zostaje pozostawiona uznaniu pracodawców uczestniczących w przejęciu. Zdaniem SN w przypadku, gdy ustalenie związania pracownika z przejętą częścią zakładu okaże się niemożliwe, należy przyjąć, że zmiana zatrudniającego go nie dotyczy (wyrok SN z 3 kwietnia 2007 r., sygn. akt III PK 245/06).
Protesty nie przyniosły jednak efektu. Na razie przejęci pracownicy są zatrudnieni na starych stanowiskach i miejscach pracy, ale mieli już problemy np. z wejściem do redakcji. Ok. 90 osób, które mają przejść do raszyńskiej spółki, nie mogło wejść do środka, bo nie działały ich karty wstępu. Zarząd spółki Uważam Rze przeprosił i jako przyczynę kłopotów z wejściem wskazał błędy informatyczne.
Sytuację w "Rzeczpospolitej" bada już Okręgowy Inspektorat Pracy (OIP) w Warszawie.
Mogę powiedzieć, że wszczęta została kontrola i jej zakończenie jest przewidywane jest na 4 listopada. Standardowo ma ona potrwać miesiąc. Nie mogę ujawnić, z czyjej inspiracji jest ona realizowana. O wynikach postępowania będziemy informować - mówi Maria Kasprzak-Rawa, rzecznik prasowy OIP w Warszawie.
Niezależnie od wyników kontroli PIP pracownicy, którzy uważają, że pracodawca naruszył w całej procedurze prawo, mogą skarżyć się do sądu pracy. To on może rozstrzygnąć, czy sposób przeprowadzenia zmian warunków zatrudnienia był zgodny z przepisami.
Bez związków i rady
Przeniesienie niewygodnych pracowników do jednej spółki, może przynieść wydawcy "Rzeczpospolitej" korzyści. Pozwoli pozbyć się związków zawodowych i rady pracowników. Nie ma ryzyka, by w nowych spółkach powstały choćby małe reprezentacje. Próby zawiązania związków będą mogły być łatwo spacyfikowane ze względu na rozbicie załogi. Racje bytu traci też działająca w redakcji rada pracowników.
Rada pracowników nie odradza się w nowej spółce w przypadku przejścia części zakładu. Zatrudnieni muszą ją wybrać od nowa. Przejmujący pracodawca ma obowiązek zorganizowania wyborów na wniosek 10 proc. pracowników, o ile zatrudnia 50 osób - wyjaśnia mecenas Katarzyna Dulewicz.
Wydawcę "Rzeczpospolitej" poprosiliśmy o dodatkowe informacje dotyczące procesu restrukturyzacji i związanych z nim skutków dla pracowników.
Nie komentujemy zmian organizacyjnych w naszych spółkach - oświadczył Eryk Kłopotowski, rzecznik prasowy grupy Gremi.