"Pismo z urzędu skarbowego do szefa "Faktów" - tak tygodnik "Wprost" pisał o jednym z dowodów, które miały wskazywać na obecność Kamila Durczoka w apartamencie w Warszawie, w którym znaleziono narkotyki. Tymczasem część internautów uważa, że z przesyłką coś jest nie tak. Wpisali numer listu do internetowej wyszukiwarki przesyłek Poczty Polskiej. Powołując się na wyniki wyszukiwania, część użytkowników Twittera twierdzi, że list nie był nadany w Katowicach, tylko w Urzędzie Pocztowym Niemce, a odebrany w Lublinie.

Reklama

Sprawę od razu skomentowała redakcja tygodnika. Jeśli bowiem list byłby fałszywy, to mogłoby się okazać, że reszta dowodów, znaleziona w apartamencie też mogła być sfingowana. Dziennikarze zapewniają, że pismo jest prawdziwe i wysłano je ze Śląska. Na opublikowanym na Twitterze zdjęciu koperty widać bowiem pieczątkę urzędu pocztowego z Katowic.

Niewykluczone jednak, że mimo informacji podawanych przez system pocztowy, list rzeczywiście mógł być nadany w Katowicach. O sprawie na Twitterze pisze Donat Szyller, dziennikarz "Faktu". Według jego informacji, kod numeryczny EAN-128, którym oznacza się przesyłki polecone, powtarza się co jakiś czas. Wszystko przez to, że ma jedynie 100 milionów kombinacji, podczas gdy listów poleconych w ciągu roku wysyła się nawet 400 milionów.

Jeśli do kombinacji dodamy jeszcze oznaczenie numeru serii, ich liczba wzrasta do miliarda.

ZOBACZ TAKŻE: Dziennikarze bronią Durczoka na Twitterze. "Jaki kraj, tacy Bernsteini">>>