Wygląda na to, że dziennikarze „Wprost” naciągnęli fakty – pisze wprost Wojciech Czuchnowski. I wylicza nieścisłości, które jego zdaniem o tym świadczą:

1. Kamil Durczok był w mieszkaniu, w którym potem znaleziono narkotyki, 16 stycznia. Biznesmen wynajmujący apartament znajomej prezentera „Faktów” opowiedział o ucieczce Durczoka z mieszkania 13 lutego. Wcześniej nie mówił o tym policji. Rzecznik komendy głównej Mariusz Sokołowski w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” zaprzecza, jakoby funkcjonariusze byli świadkami szarpaniny z Durczokiem. Potwierdza za to, że spotkali go przed blokiem i razem z nim weszli do budynku.

Reklama

2. Policjanci weszli do mieszkania 16 stycznia i nie stwierdzili tam niczego podejrzanego. 13 lutego właściciel apartamentu wezwał funkcjonariuszy, twierdząc, że w mieszkaniu są narkotyki – zauważa Czuchnowski i punktuje:

3. Laptop znaleziony w mieszkaniu nie należał do Kamila Durczoka, jak podawał „Wprost”. Wśród znalezionych w mieszkaniu przedmiotów znajdował się za to pendrive z jego zdjęciami z wakacji z 2010 roku, który zginął podczas włamania do mieszkania dziennikarza w listopadzie.

Na kilka wątpliwości zwraca także uwagę Piotr Pytlakowski, dziennikarz śledczy tygodnika „Polityka”. – W tej historii, delikatnie mówiąc, nic nie trzyma się kupy – stwierdza.

1. Właściciele mieszkania dobijają się do lokatorki, która mieszka w nim tylko dlatego, że osoba wynajmująca lokal (jej pracodawca) jej na to pozwoliła Dlaczego nie niepokoją dłużniczki, tylko jej pracownicę? – zastanawia się Pytlakowski.

2. Do mieszkania 13 lutego wkraczają dziennikarze „Wprost” i znajdują w nim biały proszek, materiały pornograficzne, notatki Durczoka i jego krawaty. Publicysta komentuje:

Z prawnego punktu widzenia nie wiadomo, kiedy w mieszkaniu pojawił się proszek przypominający narkotyk. Mógł zostać podrzucony między 16 stycznia a 13 lutego, a w tym czasie tylko właściciele mieszkania mieli do niego dostęp. Dlaczego wcześniej nie wezwali policji, aby sprawdziła, czy w ich lokalu ktoś przechowywał zakazane substancje – nie wiadomo. Jedno jest pewne – to nie szef „Faktów” tam mieszkał, to nie on wynajmował apartament i nie on był stroną konfliktu właścicieli z osobą wynajmującą mieszkanie. Ale te drobiazgi kolegów dziennikarzy w ogóle nie zainteresowały.

Reklama

3. Nie wiadomo, do kogo biały proszek należał. Jeśli był to narkotyk, nie wiadomo, kto go zażywał, nie wiadomo, czy nie trzeba tej osobie pomóc. Materiał śledczy „Wprost” zbudowany jest na podstawie insynuacji – twierdzi Pytlakowski.

Dlaczego zajęliśmy się sprawą Kamila Durczoka i jego zachowań? Nie interesuje nas, kto ma z kim romans, kto z kim sypia i czy przypina się do łóżka kajdankami. To prywatne sprawy. Jeśli jednak w grę wchodzą biały proszek i interwencje policji, zaczyna się inna rozmowa – tłumaczył na swoim blogu redaktor naczelny „Wprost” Sylwester Latkowski.