To już drugi proces karny związany z białoruskimi protestami, w którym oskarżony jest dziennikarz. Media niezależne nazywają go procesem "za prawdę".

W poniedziałek w Mińsku za zamkniętymi drzwiami rozpoczęła się druga rozprawa w procesie, w którym dziennikarka portalu TUT.by Kaciaryna Barysiewicz i anestezjolog Arciom Sarokin są oskarżeni o ujawnienie tajemnicy lekarskiej.

Reporterki Biełsatu skazane

Reklama

W ubiegły czwartek za relację z akcji pamięci poświęconą Bandarence skazano na dwa lata więzienia młode reporterki telewizji Biełsat – Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulcową.

Proces Barysiewicz i Sarokina utajniono w czasie pierwszej rozprawy w piątek na wniosek prokuratury, która argumentuje, że chce "chronić tajemnicę lekarską". Zgodę na ujawnienie danych na temat stanu zabitego Bandarenki wyraziła jego matka. W sądzie opowiedziała się ona za jawnością procesu.

Według oskarżenia publikacja Barysiewicz miała pociągnąć za sobą "wzrost społecznego napięcia i tworzenie atmosfery braku zaufania do organów państwowych". Dziennikarce i lekarzowi grozi do trzech lat pozbawienia wolności.

Wojna o "promile"

Reklama

13 listopada ub.r. Barysiewicz opublikowała artykuł: "Lekarz szpitala pogotowia ratunkowego: We krwi Bandarenki było zero promili". Ta informacja trafiła do mediów już wcześniej, dziennikarka tylko ją potwierdziła. Jednak w tym samym czasie Komitet Śledczy twierdził, że mężczyzna był pijany. To samo powtórzył potem Alaksandr Łukaszenka.

Bandarenka zmarł w szpitalu wieczorem 12 listopada ub. r. na skutek ciężkich obrażeń. Wcześniej na jednym podwórek w Mińsku, zwanym Placem Przemian, został zaatakowany przez "nieznanych sprawców", najprawdopodobniej funkcjonariuszy w cywilu, którzy obcinali wiszące na płocie biało-czerwono-białe wstążki, będące symbolem białoruskiego protestu.

W czasie sprzeczki na podwórku jeden z mężczyzn pchnął Bandarenkę, który następnie został zabrany do białego mikrobusu. Potem miał trafić na komisariat, a kilka godzin później – do szpitala, w stanie nie do uratowania, z ciężkimi obrażeniami, w tym z pękniętą czaszką. Sarokin uczestniczył w operacji mężczyzny.

Oskarżenie twierdzi, że przez swoją publikację Barysiewicz podsycała społeczne protesty, które wybuchły w listopadzie po zakatowaniu Bandarenki. Białorusini znowu wyszli wtedy na ulicę, zszokowani zabójstwem mężczyzny. 15 listopada OMON brutalnie rozpędził akcję pamięci poświęconą Bandarence. Wtedy też zatrzymano dziennikarki Biełsatu.

"Więźniowie sumienia"

Organizacje praw człowieka uznały trzy dziennikarki i lekarza za więźniów sumienia. W sumie według centrum praw człowieka Wiasna na Białorusi jest już 251 więźniów politycznych, którzy trafili za kraty w związku z kampanią prezydencką w 2020 r. i protestami przeciwko sfałszowaniu wyborów.